Ich celem nie było jednak odbicie miasta z rąk nihilistów, ale świętowanie beatyfikacji Alvaro del Portillo. I choć może trudno w to uwierzyć osobom ukształtowanym przez mity kolportowane przez Dana Browna, nie jest tak, że wszyscy mieli na sobie włosiennice, w kieszeni nagana, a w skarpetce snajperski nóż.
Mit Dzieła jako katolickich oddziałów specjalnych, których celem jest uciszanie opozycji wewnątrz- i zewnątrzkościelnej, ma tyle wspólnego z prawdą, ile inna chętnie rozpowszechniania bajka o tym, że grupa ta jest katolicką mafią, do której należeć mogą tylko dobrze ustawieni biznesmeni, profesorowie, politycy i ewentualnie sprytnie zakamuflowani dziennikarze. Opowieści lewicy o tym, kto jest, a kto nie jest w Opus Dei, przypominają niekiedy poszukiwania Żydów przez skrajną (w Polsce nieliczną) grupę skrajnych nacjonalistów. ?W tym jednak przypadku taka działalność jest akceptowana, wręcz wspierana przez wielkonakładowe media.
A jednak poszukiwania te przypominają zwykle szukanie czarnego kota w ciemnym pokoju i do tego w takim, w którym kota nie ma. Z polskich polityków zaledwie kilku ma jakiekolwiek kontakty z Dziełem. Należą przy tym do różnych ugrupowań, które są ze sobą ostro skonfliktowane. Dzieło nigdy nie naciska na nich w sprawie ich wyborów politycznych. Wspólna modlitwa czy formacja nie jest zaś czymś, co ma ich skłaniać do działania ponad partyjnymi podziałami, ale jedynie do lepszego wykonywania swoich obowiązków zawodowych i rodzinnych. Takie same cele Dzieło stawia przed innymi członkami: paniami domu, lekarzami, prawnikami, ale także kierowcami autobusów czy właścicielami niewielkich przedsiębiorstw.
O tej specyfice Opus Dei przypominał papież Franciszek w liście skierowanym na beatyfikację biskupa Alvaro del Portillo, następcy założyciela Dzieła. „Lubię wspominać akt strzelisty często powtarzany przez Sługę Bożego, szczególnie z okazji osobistych rocznic: »Dziękuję, przepraszam, pomagaj mi więcej!«. Słowa te przybliżają nas do jego życia wewnętrznego i jego obcowania z Panem. Mogą one i nam pomóc nadać nowy impuls naszemu życiu wewnętrznemu" – napisał papież.
Trudno nie dostrzec, że ta maksyma niewiele ma wspólnego z mafią, katolicką masonerią czy choćby grupą katolobbystów w pięknych garniturach. Te słowa to wyraz prostego chrześcijaństwa, którym każdy może zacząć żyć.