Uchodźcy to szansa dla Polski

Nie czekajmy, aż Bruksela przydzieli nam imigrantów. Otwórzmy w Libanie, Turcji i Jordanii placówki, które przyjmą uciekinierów pragnących wyjechać do Polski – pisze publicysta.

Aktualizacja: 21.09.2015 13:09 Publikacja: 20.09.2015 21:46

Uchodźcy to szansa dla Polski

Foto: AFP

Uchodźców przyjąć trzeba. Na świecie przybywa ludzi, którzy są tak zrozpaczeni sytuacją w swoich krajach, że zaryzykują życie, aby przedostać się do Europy. Nie powstrzymają ich patrole Fronteksu ani zasieki z drutu kolczastego na zamkniętych granicach. Im bardziej będziemy się okopywać, tym sprawniejsze będą mafie podminowujące nasze mury i przemycające ludzi. Nawet gdybyśmy byli gotowi strzelać, zatapiać łodzie i deportować siłą, przegramy. To kwestia czasu. Tyle tylko, że kule nie są nam do niczego potrzebne.

Co zrobić? Można usiąść przed telewizorem i delektować się wizjami barbarzyńców zalewających Rzym – upadek cywilizacji, piąta kolumna i koniec chrześcijaństwa. Ale gdzie Rzym, a gdzie Krym (nomen omen)? Zamiast snuć wizje zagłady, może lepiej zapytać polityków, co zrobili, aby do exodusu nie doszło? Aby tzw. Państwo Islamskie albo reżim w Damaszku nie mordowały swoich obywateli? I to bez względu na wyznanie i poglądy polityczne.

Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, ofiarami nie są głównie chrześcijanie. Notabene, dlaczego mielibyśmy zapraszać tylko chrześcijan? Podobnie jak w Polsce są wśród nich faszyzujący konserwatyści, lewacy, socjaliści, centrowcy i na politykę całkiem obojętni. Czy z falangistą z rodziny chrześcijańskiej jest nam bardziej po drodze niż z socjalistą z szyickiego domu?

Ważniejsze jest jednak co innego. Kiedy rozmawiam z syryjskimi uchodźcami, nie mogą się nadziwić: – Uciekamy przed tymi, którzy nas stygmatyzują. Gotowi są zabijać, ogłaszając światu, że robią to ze względu na wyznanie. Dlaczego chcecie nam pomagać, dzieląc w myśl etykietek naszych oprawców?

Niestety, Syria to również nasza wojna. Nie mówię o broni, która mimo blokad i embarga dociera do potrzebujących skuteczniej niż pomoc humanitarna. Zyski z jej sprzedaży zasilają również nasze firmy i nasz budżet. W porządku, tak było zawsze i, jak śpiewał Wojciech Młynarski, nic nie zapowiada zmian.

Weźmy inny przykład. Czy rozmawialiśmy z naszymi tureckimi sojusznikami w NATO, jak to jest, że miliony dolarów dziennie zasilają budżet tzw. Państwa Islamskiego z ropy, którą pompuje ono do rurociągów biegnących na teren Turcji? Czy pytaliśmy Brytyjczyków o aukcje sztuki w Londynie, na których pojawiają się antyki ze skrupulatnie ogołoconych świątyń, których wysadzenie oglądamy na YouTube? A nasi partnerzy z UE forsujący negocjacje z Baszarem Asadem – co mówią na to, że dyktator płaci pensje urzędnikom swojego kraju, którzy dziś na terenie tzw. Państwa Islamskiego pracują dla terrorystów?

Bądźmy pragmatyczni. Pytania znane są od dawna, sytuacja jest, jaka jest: uchodźcy pukają do naszych drzwi. Jest szansa, której nie warto zmarnować. To impuls, aby poprawić nasze systemy prawne. System dubliński nie wytrzymał próby czasu. Unia Europejska potrzebuje wspólnej, skutecznej polityki emigracyjnej. Musimy wyrównać fatalne proporcje w starzejących się społeczeństwach (tak, tak, problem dotyczy nie tylko Niemiec, ale również Polski).

Prawda jest taka, że nie powinniśmy się zamykać, ale otwierać. Tylko z głową! Bierne czekanie, aż dotrą do nas ci, którzy uzbierali pieniądze na przemytników i nie utopili się po drodze, jest nie tylko moralnie dwuznaczne – delikatnie mówiąc – ale też stanowi de facto mechanizm selekcji. Czy nie stać nas na nic lepszego?

W dłuższej perspektywie kryzys uchodźczy to szansa na opracowanie programów edukacyjnych dostosowanych do potrzeb współczesności. Nie jest prawdą, że europejskie idee społeczeństw wielokulturowych poniosły porażkę. Po prostu nie były konsekwentnie realizowane. Znamienny jest przykład Niemiec. To dla Polski ważna lekcja, bo podobnie jak my Niemcy praktycznie nie mają przeszłości kolonialnej.

Pierwsza wielka fala emigrantów spoza Europy pochodziła z Turcji. Gastarbeiterzy mieli pracować w fabrykach, nie mieć wykształcenia i po dwóch latach wrócić do kraju.

Przyjechali ludzie z konserwatywnych, zaniedbanych terenów wschodniej Turcji. Niemcy otwarcie deklarowali, że przybysze mają nie integrować się z załogami w pracy i miejscowymi, mieszkać osobno i się nie zrzeszać. O skutecznych programach nauki języka nie było mowy.

A jednak dzisiejsze Niemcy trudno sobie wyobrazić bez przeważnie dobrze zintegrowanych obywateli tureckiego pochodzenia. Biorąc pod uwagę intencje tych, którzy werbowali gastarbeiterów, to cud. Ale czy warto liczyć na cuda?

Druga duża fala emigracji do Niemiec to początek lat 90. – Niemcy nadwołżańscy. Przyjeżdżały wielopokoleniowe rodziny z radzieckiej Azji Środkowej. Rzadko kto mówił po niemiecku, doświadczenie życiowe ograniczało się do schyłkowego ZSRR.

Program emigracji znowu podporządkowany był koniunkturalnym interesom, tym razem politycznym. Rządząca CDU Helmuta Kohla potrzebowała wyborców. Deal się udał, wybory 1994 roku przyniosły klęskę socjaldemokratom. Programy nauki niemieckiego nie stanowiły priorytetu, wystarczył poziom konieczny do zrozumienia kart wyborczych.

Ustawodawca nie zadbał nawet o uznawalność dyplomów. Emigranci z wyższym wykształceniem siedzieli w domu i pobierali zasiłki. Ale nie był to ich wybór. Frustracja wymuszonym bezrobociem fatalnie odbiła się na młodym pokoleniu: dzieci emigrantów z byłego ZSRR zajmują pokaźne miejsce w statystykach młodocianych przestępców. Ale znowu: ponad 3 miliony ludzi z innego kręgu kulturowego, odmiennego wyznania i niejako wbrew polityce państwa jest dziś integralną częścią Niemiec. Może warto wyciągnąć z tego wnioski?

Dziś Europa musi przyjąć uchodźców. Polska też. Bezradność 500-milionowej UE wobec 160 tysięcy uchodźców do rozlokowania to hańba. 4-milionowy Liban, mniejszy niż województwo świętokrzyskie, mieści ich dziesięć razy więcej.

Proponuję, nie czekajmy, aż Bruksela podejmie decyzję i przydzieli nam ludzi, których może nie chcemy albo którzy do nas nie chcą. Małżeństwo z przymusu rzadko bywa szczęśliwe. Otwórzmy w Libanie, Turcji i Jordanii placówki, które będą przyjmować emigrantów. Żyją tam miliony uchodźców.

Poszukajmy na przykład tych, dla których Polska to idylliczne wspomnienia taty czy wujka ze studiów w PRL albo kraj, którego inżynierowie budowali fenomenalne drogi przez pustynie. Wielu Syryjczykom (niezależnie od wyznania!) Polska świetnie się kojarzy. Warto w niej żyć: Polacy to mili, otwarci ludzie, ceniący smaczne jedzenie i dobre towarzystwo.

Nasza misja emigracyjna w Bejrucie nie musiałaby długo szukać chętnych. Dziś nie musimy być ofiarą historii i cudzych decyzji. Możemy skorzystać z potencjału dobrego imienia naszego kraju i zaprosić ludzi, którzy będą razem z nami budować dobrobyt. Jestem za!

Autor jest pisarzem i menedżerem kultury. Zajmuje się zagadnieniami wielokulturowości, migracji i pamięci zbiorowej. Mieszka na przemian w Kolonii, Bejrucie i w Warszawie

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?