Zmieniająca kolory w zależności od poziomu zanieczyszczenia tablica za bagatelne 300 tys. zł znalazła się w czołówce wybranych projektów. Krakowscy centusie nie pożałowali grosza.
Po 15 miesiącach prasa doniosła, że nie wiadomo, czy projekt w ogóle doczeka się realizacji.
Radio Kraków i Polski Alarm Smogowy ruszyły z akcją pomiarów zanieczyszczenia powietrza w górskich miejscowościach. Mobilne stacje monitoringu na początek stanęły w Szczawnicy i Krynicy. W Szczawnicy normy nie były przekroczone tylko przez cztery dni z badanych 14. W Krynicy po tygodniu stwierdzono, że zanieczyszczenie powietrza mieściło się w normie tylko przez jeden dzień. Obie miejscowości to... popularne uzdrowiska.
Ta alarmująca wiadomość nie przebiła się do mediów, ponieważ właśnie gruchnęła wiadomość, że 31 października pyłomierze w Nowej Hucie zanotowały przekroczenie dopuszczalnego stężenia szkodliwego pyłu Pm10 o... 1143 proc. Ba! W następnych dniach oficjalne strony internetowe informowały, że w niektórych miejscach w Krakowie zanieczyszczenie sięgnęło nawet 3 tys. proc. normy! Przez pierwsze dni wojewódzki inspektorat ochrony środowiska uspokajał, że rekord to jedynie wynik awarii pyłomierza, by w połowie tygodnia przyznać, że wysokie wskazania były wprawdzie wynikiem awarii, ale ta mogła być spowodowana... „wysokim stężeniem pyłu w powietrzu".
Ogłoszono II poziom alertu smogowego, ale krakowianie wkrótce z powodu złej pogody (notabene sprzyjającej smogowi) wyruszyli do pracy własnymi samochodami, i to liczniej niż zwykle.