Weźmy choćby przekręt z kozami. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał, to śpieszę wyjaśnić: chodzi o to, że warszawski ratusz zapłacił 100 tysięcy złotych hodowcy za opiekę nad „naturalnymi kosiarkami" (czym władze chwaliły się w mediach). Facet pieniądze wziął, podnajął bezdomnego za 50 złotych miesięcznie i zniknął. A kozy zdechły. Znaczy połowa przeżyła, co i tak powinno nas cieszyć, bo patrząc na ostatnie sukcesy warszawskiego ratusza, mogło być znacznie gorzej. I co? Przekręt z kozami już był. Tyle że w realiach Indii. Opisał go w jednej ze swoich powieści Salman Rushdie. Chodziło dokładnie o to samo: o wyłudzenie publicznych pieniędzy na opiekę nad zwierzętami. Na gigantyczną skalę, co nazwano wielkim przekrętem z kozami. Żeby sytuację skomplikować, historia była inspirowana prawdziwą aferą polityczną w Indiach.