A jednak... Czy zbieżność dat nie jest znamienna? Ale co nam może dać taka bezwładna i porzucona przez Brytyjczyków Unia, przed kim i przed czym obronić?
Wyszehrad? Czworokąt wyszehradzki spisał się nadspodziewanie dobrze: wreszcie coś wspólnie wypracował i nawet spotkał się z uznaniem. Wprawdzie zaraz pochwalił go przywódca austriackiej partii antyeuropejskiej, ale nie jest to jeszcze „pocałunek śmierci", choć też nie powód do dumy. Niemniej luźny „związek czterech" nigdy nie stanie się gospodarczą potęgą, długo pozostanie klientem Zachodu, a my wraz z nim.
Międzymorze? Trudno o coś bardziej mglistego i pozbawionego ochoty na polskie przywództwo.
NATO? Odwód na wypadek wojny, ale przecież na co dzień stoimy wobec rosyjskiej potęgi gospodarczej i handlowej, która nie ma skrupułów, by nas oszukiwać, dość wspomnieć niedawne ceny ropy i gazu. Nie mamy innego wielkiego sojusznika prócz Brukseli, tylko żeby ona „chciała chcieć".
Polska z racji interesów i położenia powinna być najbardziej prounijnym krajem w zjednoczonej – choć dalekiej od zgody – Europie. Ale nie jest: poróżniona z Brukselą w kwestii demokracji i państwa prawa, niesolidarna w kwestii uchodźców, bredząca o „wychodzeniu z głównego nurtu", usuwająca „gwiaździstą szmatę" z rządowych pomieszczeń, coraz bardziej osamotniona. Ale jakby świtało coś lepszego: w Bratysławie nie wzywaliśmy już do renegocjacji traktatów i rozluźnienia integracji.