Czarnecki: Unia w przebudowie

Wspólnota europejska znalazła się na zakręcie. Projekty zmian jej kształtu wyglądają niepokojąco – twierdzi eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Aktualizacja: 13.07.2017 18:38 Publikacja: 12.07.2017 19:27

Czarnecki: Unia w przebudowie

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski

Wszyscy na Starym Kontynencie czują, że jesteśmy w stanie najpoważniejszego kryzysu UE w jej historii. Opuszczenie wspólnoty przez unijną potęgę, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, jest nie tylko znaczącym osłabieniem gospodarczym czy politycznym UE oraz klęską prestiżową na arenie międzynarodowej, ale również sygnałem końca pewnej epoki. Dotąd w ośmiu fazach rozszerzania wspólnoty (w latach 1973, 1981, 1986, 1995, 2004, 2007, 2013) struktury europejskie zostały poszerzone o 22 państwa.

Po raz pierwszy, co jest przełomem psychologiczno-politycznym, państwo członkowskie podjęło decyzję o pożegnaniu się z Unią, wysyłając sygnał niewiary w wartość, skuteczność i efektywność UE. To dlatego w ostatnich czterech miesiącach Komisja Europejska przedstawiła szereg dokumentów, które mają być podstawą do debaty o przyszłości Unii.

Najpierw KE zaprezentowała białą księgę w sprawie przyszłości „projektu europejskiego". Opublikowano ją 1 marca, a następnie próbowano bardziej sprecyzować wyzwania stojące przed Unią w kluczowych dla jej przyszłości obszarach. Stąd kolejne dokumenty: „Społeczny wymiar Europy do 2025 roku", „Wykorzystanie możliwości płynących z globalizacji", „Pogłębianie unii gospodarczej i walutowej", „Przyszłość europejskiej obronności". Wreszcie w ostatnich dniach Komisja Europejska wygenerowała dokument „O przyszłości finansów UE".

Piłka w grze

Wydaje się jednak, że unijna góra urodziła mysz. Biała księga przedstawiła pięć różnych scenariuszy rozwoju UE w najbliższych ośmiu latach. Scenariusz pierwszy można określić jednym słowem: „kontynuacja". To realizacja cząstkowych, moim zdaniem, reform, proponowanych przez KE Jeana-Claude'a Junckera w 2014 roku (dokument ten nosił dumny tytuł „Nowy początek dla Europy", co w kontekście brexitu brzmi dziś dość złowieszczo), oraz „Deklaracji bratysławskiej", uzgodnionej już po decyzji Brytyjczyków o opuszczeniu Unii przez pozostałe kraje członkowskie Unii.

Scenariusz drugi można by zatytułować „Nic poza jednolitym rynkiem". W praktyce politycznej 27 państw UE ograniczy się do jednolitego rynku, ponieważ nie będzie w stanie porozumieć się w innych sprawach – politycznych, energetycznych, socjalnych etc.

Scenariusz trzeci to, niestety, Europa dwóch prędkości. Zawiera się on w eufemistycznym haśle: „Ci, którzy chcą więcej, robią więcej". W rzeczywistości Unia 27 państw staje się polityczną fikcją, bo niektóre kraje członkowskie będą zacieśniać współpracę w wybranych dziedzinach, nie oglądając się na resztę. Chodzić może o bezpieczeństwo wewnętrzne, obronność czy politykę społeczną, przy czym państwa rządzone przykładowo przez socjalistów będą mogły tworzyć koalicję w sprawach polityki społecznej, a inne – być może nie tyle w zależności od partii rządzących, ile sytuacji geopolitycznej –? wewnętrzne sojusze w dziedzinie obronności.

Scenariusz czwarty zawierać się może w haśle: „Robić mniej, ale efektywniej". Oznaczać to ma, że UE pomniejszona o Londyn rezygnuje z ekspansji unijnych regulacji we wszystkich obszarach oraz skupi się na efektywniejszym i szybszym osiąganiu swoich celów w wybranych obszarach.

Między status quo a federalizacją

Scenariusz piąty oznacza pogłębioną integrację. Jest kolejnym etapem na drodze do federalizacji i może być określany hasłem „Robić wspólnie znaczy więcej". U-27 przenosi większą ilość uprawnień i decyzji we wszystkich obszarach na Brukselę, dzięki temu decyzje na szczeblu unijnym będą rzeczywiście podejmowane szybciej i sprawniej będą wcielane we wspólną polityczno-gospodarczą rzeczywistość.

Wydaje się, że dla Polski najkorzystniejsze są scenariusze numer dwa i cztery, w których Unia zachowuje jedność, działa na węższym obszarze, ale za to wspólnie. Najgorsze są zaś scenariusze trzeci i piąty, które w praktyce oznaczać będą, w wersji optymistycznej, Europę dwóch czy jeszcze większej liczby prędkości, a w wersji najgorszej, ale w dłuższym czasie wielce prawdopodobnej, rozpad Unii lub jej całkowite polityczne skarłowacenie.

Jaki jest „timing" wprowadzenia w życie któregoś z tych scenariuszy? Prawdziwa debata zacznie się nie wcześniej niż po wrześniowych wyborach do Bundestagu, czyli od października. Według nieoficjalnych informacji dyskusja ma się zakończyć do końca przyszłego roku. Do tego czasu ma być gotowy dokument dotyczący przyszłości Unii.

Zamiast spekulować, warto uchylić rąbka tajemnicy, i powiedzieć o tym, co już jest na stole. W dokumencie o „Przyszłości europejskiej obronności" zawarte są trzy scenariusze możliwej przyszłości Unii. Pierwszy podkreśla współpracę, na zasadzie dobrowolnej i dla każdej operacji militarnej osobno. Tymczasem UE ma uzupełniać działania państw członkowskich na poziomie krajowym. Ma powstać europejski fundusz obronny, którego zadaniem będzie wygenerowanie nowych możliwości współpracy, jednak to poszczególne kraje U-27 nadal będą nadzorować wykorzystanie większości własnego potencjału obronnego oraz zamówienia publiczne w sferze obronności. Współpraca między UE a NATO ma funkcjonować tak jak dotychczas.

Scenariusz drugi zakłada podział zadań w obszarze obronności i bezpieczeństwa. Unia ma zwiększyć swoje zaangażowanie w ochronę Starego Kontynentu: zarówno swojego terytorium, jak i poza granicami. Państwa mają dalej gromadzić środki finansowe i operacyjne UE na zacieśnienie współpracy z NATO i koordynować bardzo wiele działań. Scenariusz trzeci dotyczy rzeczywiście wspólnej obrony i bezpieczeństwa i polegać ma na zwiększeniu zaangażowania krajów członkowskich w obronę swojego wzajemnego bezpieczeństwa – zgodnie z art. 42 traktatu o UE. Obrona Europy ma być uznana za wspólny obowiązek UE i NATO. Unia ma prowadzić zaawansowaną aktywność w zakresie bezpieczeństwa i obrony, wykorzystując określone poziomy integracji sił obronnych państw narodowych.

„Resort skarbu" Eurolandu

Znacznie bardziej kontrowersyjne są próby dalszego „pogłębiania Unii gospodarczej i walutowej". W dokumencie tym, ogłoszonym tydzień przed propozycjami odnoszącymi się do sfery obronności, uznano, że aby dokonać głębszej integracji, należy działać szczególnie w trzech głównych obszarach.

Po pierwsze więc, należy dokończyć reformę „unii bankowej", ograniczyć ryzyko w sektorze bankowym, a wreszcie zadbać o większą stabilność europejskich banków. Nie upłynął miesiąc, a Włochy wbiły nóż w plecy „unii bankowej". Cios był na tyle mocny, że wręcz pisano o śmierci „unii bankowej", a mnie przypomniał się cytat z Mikołaja Gogola: „Stare jeszcze nie umarło, nowe jeszcze się nie narodziło, ale jedno i drugie zagraża żyjącym".

Drugi obszar to integracja unii gospodarczej i fiskalnej. Kraje członkowskie Unii musiałyby, uwaga, powiązać wsparcie finansowe z budżetu UE z... reformami strukturalnymi. Oznaczałoby to istotne uszczuplenie suwerenności państw narodowych na rzecz Brukseli. Drogą do tego byłoby też wzmocnienie tzw. europejskiego semestru na rzecz koordynacji polityki gospodarczej.

Kolejnym obszarem integracji miałaby być strefa euro. Reforma ma być ukierunkowana na przesunięcie mocy sprawczej między Komisją Europejską a krajami Eurolandu. Egzemplifikacją tego byłoby mianowanie stałego (a nie rotacyjnego) przewodniczącego Eurogrupy oraz wyznaczenie zewnętrznej, jednolitej reprezentacji Eurolandu. Tematem dyskusji byłoby też wręcz utworzenie swoistego resortu skarbu dla strefy euro.

Brukselska hipokryzja

Kolejną próbą zbawiania Unii jest postawienie na globalizację. Traktowana jest ona jako szansa dla UE, ale też wyzwanie. Dokument ten uważam za mniej konkretny od pozostałych, bardziej hasłowy, a przez to, paradoksalnie... mniej groźny. Na przykład w sprawach polityki zewnętrznej skupiono się na budowaniu „globalnego ładu", którego podstawą byłaby wspólna strategia i wspólne zasady. Unia miałaby karać za unikanie podatków, „szkodliwe"(!) subsydia rządowe czy dumping socjalny.

W efekcie U-27 stworzyłaby różne warunki konkurencji. Hasła te same w sobie nie brzmią może zbyt groźnie, ale w określonym kontekście praktyki politycznej Unii są naprawdę niebezpieczne. Brukselska hipokryzja kazała przez lata akceptować subsydia Berlina dla niemieckiego przemysłu stoczniowego, a następnie ścigać Warszawę za znacznie bardziej ograniczone, wręcz nieśmiałe, próby czynienia tego samego w kontekście polskich stoczni. Obecne polowanie „starej Unii" na „nową Unię" w sprawie pracowników delegowanych odbywa się oczywiście nie pod hasłem wyrzucania polskich czy węgierskich firm transportowych z Francji, Niemiec czy Holandii, ale właśnie w imię walki z „socjalnym dumpingiem".

Jest też krajowy wymiar owej globalizacji, który dla Komisji Europejskiej polega na wyrównywaniu szans obywateli poprzez edukację, możliwości „ustawicznego kształcenia" oraz stabilną politykę społeczną.

W omówionych propozycjach Brukseli wyraźnie widać miotanie się między hasłowością, ideologicznymi zaklęciami, postawieniem na pogłębienie eurointegracji w kierunku federalizacji a próbami zachowania w tym wszystkim umiaru i zdrowego rozsądku. Tyle że te ostatnie cechy planowanych zmian wydają się jakby bledsze.

Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń