Wszyscy na Starym Kontynencie czują, że jesteśmy w stanie najpoważniejszego kryzysu UE w jej historii. Opuszczenie wspólnoty przez unijną potęgę, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, jest nie tylko znaczącym osłabieniem gospodarczym czy politycznym UE oraz klęską prestiżową na arenie międzynarodowej, ale również sygnałem końca pewnej epoki. Dotąd w ośmiu fazach rozszerzania wspólnoty (w latach 1973, 1981, 1986, 1995, 2004, 2007, 2013) struktury europejskie zostały poszerzone o 22 państwa.
Po raz pierwszy, co jest przełomem psychologiczno-politycznym, państwo członkowskie podjęło decyzję o pożegnaniu się z Unią, wysyłając sygnał niewiary w wartość, skuteczność i efektywność UE. To dlatego w ostatnich czterech miesiącach Komisja Europejska przedstawiła szereg dokumentów, które mają być podstawą do debaty o przyszłości Unii.
Najpierw KE zaprezentowała białą księgę w sprawie przyszłości „projektu europejskiego". Opublikowano ją 1 marca, a następnie próbowano bardziej sprecyzować wyzwania stojące przed Unią w kluczowych dla jej przyszłości obszarach. Stąd kolejne dokumenty: „Społeczny wymiar Europy do 2025 roku", „Wykorzystanie możliwości płynących z globalizacji", „Pogłębianie unii gospodarczej i walutowej", „Przyszłość europejskiej obronności". Wreszcie w ostatnich dniach Komisja Europejska wygenerowała dokument „O przyszłości finansów UE".
Piłka w grze
Wydaje się jednak, że unijna góra urodziła mysz. Biała księga przedstawiła pięć różnych scenariuszy rozwoju UE w najbliższych ośmiu latach. Scenariusz pierwszy można określić jednym słowem: „kontynuacja". To realizacja cząstkowych, moim zdaniem, reform, proponowanych przez KE Jeana-Claude'a Junckera w 2014 roku (dokument ten nosił dumny tytuł „Nowy początek dla Europy", co w kontekście brexitu brzmi dziś dość złowieszczo), oraz „Deklaracji bratysławskiej", uzgodnionej już po decyzji Brytyjczyków o opuszczeniu Unii przez pozostałe kraje członkowskie Unii.
Scenariusz drugi można by zatytułować „Nic poza jednolitym rynkiem". W praktyce politycznej 27 państw UE ograniczy się do jednolitego rynku, ponieważ nie będzie w stanie porozumieć się w innych sprawach – politycznych, energetycznych, socjalnych etc.