Milczenie jest porażką. I nie jest to moje odkrycie, bo już starożytni Rzymianie zwykli mawiać „Absens carens". Na pewno jest tak i w mediach, i w polityce. Może jednak jest tu tak jak w znanym powiedzeniu: lepiej milczeć i głupio wyglądać, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości w tym względzie.
Gorsze niż brak odpowiedzi
Zanim wybuchła awantura o Sąd Najwyższy, mieliśmy kilka ciekawych starć na linii media–polityka. PO zapowiedziała bojkot TVP, Konrad Piasecki w Radiu Zet próbował dowiedzieć się od ministra Mariusza Błaszczaka o przyczyny zwolnień we wrocławskim komisariacie policji, Juliusz Ćwieluch z „Polityki" uzyskał wyrok sądowy przeciwko MON w sprawie braku odpowiedzi na zadane pytania, w końcu Filip Styczyński z TVP wsławił się pogonią za niemym w tym przypadku posłem Krzysztofem Brejzą z PO.
Co te sprawy łączy? Niechęć polityków do udzielania odpowiedzi. Trzeba w tym miejscu przypomnieć zasady, które są jasne i proste: dziennikarz pyta, polityk odpowiada. Koniec, kropka. Polityk nie ma prawa wybierać sobie pytań, na które chce odpowiadać, a na które nie, a także mediów, z którymi rozmawia. Oczywiście żyjemy w wolnym kraju i nikt nikogo nie zmusi do udzielania odpowiedzi. Jeśli jednak polityk tych zasad nie respektuje, powinien pomyśleć o zmianie zawodu.
To oczywiste i tak jest we wszystkich cywilizowanych krajach, u nas wygląda to niestety zupełnie inaczej. Najlepszy dowód na to, że czasy są nienormalne, to ten tekst, bo nigdy nie szanowałem dziennikarzy, którzy zamiast zajmować się otaczającą rzeczywistością, piszą o innych dziennikarzach i mediach. A teraz robię to sam. Nie bez ważnej przyczyny.
Wydarzyło się bowiem coś znacznie gorszego niż to, że jacyś politycy nie chcieli odpowiadać na pytania, bo raz, że nie jest to nic nowego, a dwa, że trudno mieć w stosunku do nich jakieś wysokie wymagania. Te sprawy łączy bowiem coś jeszcze, a mianowicie dziwaczne reakcje dziennikarzy, którzy do sytuacji tych odnosili się według własnych sympatii politycznych, negując bez pardonu wszelkie zasady relacji między mediami a politykami wypracowane w cywilizowanym świecie. Wygląda bowiem na to, że politycy koncertowo rozgrywają dziennikarzy, wciągając ich w swoje plemienne podziały. A przecież od dziennikarzy należy oczekiwać znacznie więcej.