Niepowodzenia (czy ostateczne niepowodzenie) brexitu wywołanego przez nieodpowiedzialne partyjne gierki konserwatysty Davida Camerona zderzyły się z rzeczywistością pogranicza pomiędzy brytyjską Irlandią Północną a Republiką Irlandii. Okazało się, że transgraniczne spoiwo nie da się przeciąć bez narażenia na opór irlandzkich protestantów i katolików z obu stron, dla których wznowienie granicy to powrót do koszmarów wieloletnich wojen i zamachów terrorystycznych oraz zaprzepaszczenie dekad rozwoju, zatrudnienia i spokoju społecznego. Może być to trudną łamigłówką dla brytyjskich negocjatorów, ale i dla irlandzko-unijnej strony.
Problem wewnętrznych granic EWG, Wspólnot Europejskich czy też Unii Europejskiej łączącej obecnie nadal 28 krajów był zawsze postrzegany z perspektyw stolic krajów członkowskich lub instytucji UE. Dla każdej stolicy pogranicze to peryferia, których znaczenie i wpływ na polityki z racji powyższej był peryferyjny, zaś polityki głównie zmierzały do spójności wewnętrznej każdego z państw lub głównych ośrodków krajowych i europejskich ze sobą. Cztery podstawowe swobody przepływu towarów, usług, kapitału i ludzi z zachowaniem suwerenności i terytorialnej spójności doprowadziły do swoistej „kwadratury koła", którą postarano się pogodzić federalistów, zwolenników ścisłej integracji oraz obrońców państw narodowych. Dla każdego z nich dziedzictwo symboliczne granicy było przedmiotem sporu albo wyznacznikiem i kryterium usytuowania na osi integracja–dezintegracja Europy.
Zniesienie dolegliwości granicy
Zgodnie z dostępnymi informacjami Mission Operationnelle Transfrontaliere (jednostka rządu Francji) granice wewnętrzne UE mają długość 20 tys. km, są codziennie przekraczane przez 2 mln pracowników transgranicznych, zaś w „przestrzeni transgranicznej" żyje 40 proc. mieszkańców UE, czyli prawie 180 mln osób. „Przestrzeń transgraniczna" jest określana obszarowo ze względów geofizycznych dla każdej z granic różnie, lecz definiuje terytorium po obu stronach granicy, z którego można realizować codziennie w sposób nieskrępowany swoje funkcje pracownicze, konsumenckie, usługodawcze czy edukacyjne.
Ogarniając przestrzenie europejskie XX wieku, możemy uznać, że zachód Europy uniknął istotnych zmian granicznych po traktacie wersalskim: drobne korekty włosko-austriackie czy francusko-hiszpańskie są niczym wobec skali przesunięć i zmian granic oraz pojawienia się nowych organizmów państwowych na wschodzie kontynentu. Na tym tle można nawet uznać, że Polska jest krajem, którego granice nie tylko uległy w XX wieku największej zmianie, ale po 1989 zmieniliśmy wszystkich lądowych sąsiadów, bowiem pojawiły się nowe państwa lub doszło do podziałów (Czechosłowacja) bądź zjednoczenia pozostałych (NRD z RFN). Do podziałów historycznych krain czy zaborów, do olbrzymiej migracji Polaków i mniejszości narodowych II RP doszły granice z nowymi organizacjami etnicznymi i kulturowymi, które – rzecz jasna – odwołują się do innych tradycji i dziedzictwa dla zdefiniowania i wzmocnienia swojej tożsamości w ramach państw narodowych. Jest jednak sporo prawdy w twierdzeniu prof. Przemysława Czaplińskiego („Poruszona mapa", Wydawnictwo Literackie 2016), że Polska jest nigdzie: opuściła Europę Wschodnią, stara się o przyjęcie do Zachodu, zaś wymiaru Północ–Południe nie ogarnia i nie rozumie.
Kształtowanie się w XIX wieku konceptu nowoczesnego homoetnicznego państwa narodowego znalazło potwierdzenie w postwersalskim świecie, przeszło przez piekło II wojny światowej i Holokaustu, trafiło w naszym regionie do swoistej zamrażarki realnego socjalizmu wraz z procesami wykluczenia innych narodów – mniejszościowych. Takie więc państwa i społeczności spotkały się na granicach w nowej postakcesyjnej Europie po 2004 roku bez stażu sąsiedzkiego lub osobistych doświadczeń z wieloetnicznością i współistnieniem kulturowym, społecznym czy gospodarczym.