Henryka Bochniarz: Popieramy nauczycieli

Debata stadionowa zamiast podwyżek to nie jest uczciwa gra – pisze wiceprzewodnicząca Rady Dialogu Społecznego.

Publikacja: 23.04.2019 21:00

Henryka Bochniarz: Popieramy nauczycieli

Foto: pexels.com

Po pierwsze, edukacja i wychowanie to najlepsza inwestycja w rozwój: gospodarczy, społeczny, kulturowy i cywilizacyjny. Zwłaszcza teraz, kiedy powinniśmy budować gospodarkę 4.0, a za chwilę 5.0. Nie będzie nowoczesnej, innowacyjnej i konkurencyjnej Polski bez dobrych i dobrze wynagradzanych nauczycieli. Nie będziemy Doliną Krzemową Europy, jak chce premier Mateusz Morawiecki.

Dziś nauczyciele są najbardziej poszkodowaną grupą zawodową. Nie korzystają ze wzrostu gospodarczego, żyją na niskim poziomie. Dowody: w 2010 r. nauczyciel stażysta dostawał 75 proc. średniej pensji, a w 2017 tylko 64 proc. W latach 2010–2017 płace w różnych branżach rosły: na budowach o 830 zł (+30 proc.), w handlu o 1097 zł (+41 proc.), w administracji publicznej o 1156 zł (+27 proc.).

Nauczyciele od 2014 r. do 2016 nie mieli żadnych podwyżek. A w całym okresie 2010–2017 ich wynagrodzenia wzrosły: nauczyciela dyplomowanego o 560 zł (+12 proc.), mianowanego o 441 zł (+12 proc.), kontraktowego o 340 zł (+12 proc.) i stażysty o 306 zł (+12 proc.). Trudno za to utrzymać rodzinę, a co dopiero stale się uczyć, uzupełniać kompetencje, korzystać z nowości technologicznych, być na bieżąco w swojej dziedzinie, mieć motywację do nowatorskich rozwiązań. Jak wynika z wypowiedzi jednego z polityków, by pracować dla idei, do czego namawiał, trzeba zarabiać 20 tys. zł. To dla nauczycieli nieosiągalna perspektywa!

Dlatego podczas spotkań w Radzie Dialogu Społecznego (RDS) uznaliśmy, że trzeba wesprzeć nauczycieli teraz, natychmiast! Nie można tej decyzji odwlekać pod hasłem wyimaginowanej reformy, bo dobrze zaprogramowana i zarządzana potrwa lata. Dlatego strona pracodawców RDS zaproponowała wykorzystanie Funduszu Pracy, finansowanego właśnie przez pracodawców. Podwyżki dla nauczycieli należą im się dziś, a dopiero potem możemy rozpocząć dobrze przygotowane debaty o koniecznych zmianach. A wyzwań jest sporo.

Nadążać za zmianami

Po drugie, jak zawsze, rewolucje przemysłowe zmieniały nie tylko gospodarkę, ale także sposób życia, obyczaje, relacje społeczne, ustrój, kulturę. Teraz zmiany są jeszcze głębsze, szersze, szybsze i czasami nawet gwałtowne, bo świat stał się globalną wioską, bardzo usieciowioną i technologicznie nieprzewidywalną. Nowe wynalazki, nowe produkty potrafią wszystko zmieniać w ciągu roku, dwóch, trzech. Oświata, szkoła, nauczyciele muszą nadążać za tymi zmianami, a nawet je wyprzedzać.

Jeśli tak się nie stanie, nadal będziemy po 12 czy 16 latach szkoły i studiów wypuszczać w świat nieprzygotowanych do tych zmian młodych ludzi. Przy obecnym modelu oświaty i programach dzisiejsi pierwszoklasiści będą analfabetami, wielu maturzystów jest nimi już dziś. I nie jest to wina nauczycieli, tylko polityków, którzy lekceważą wyzwania. Nie możemy marnować kilkunastu lat życia młodych Polaków na złą edukację, Polski na to nie stać! Brak edukacji muszą rekompensować pracodawcy, a to kosztuje.

Po trzecie, potrzebne są nowe kompetencje i nowa wiedza. Dziś kluczowe stają się: zdolność szybkiego uczenia się nowego na bazie różnych źródeł, samodzielnego i innowacyjnego myślenia, kreatywność, umiejętność współpracy, poszukiwania rozwiązań, posiadanie szerokich horyzontów z różnych dziedzin wiedzy, umiejętności komunikacyjne, cyfrowe, społeczne, myślenie procesowe, gotowość do radzenia sobie z nieustanną zmianą, otwartość na wielokulturowość i różnorodność, znajomość nowych technologii.

Potrzebna jest umiejętność dyskusji, dialogu, debaty, sztuki wyboru. Potrzebna jest wiedza o Europie i świecie, rozumienie współzależności, nowych trendów. Potrzebna jest znajomość gospodarki. Potrzebne są kontakty zagraniczne, wymiana uczniów, współpraca ze szkolnictwem wyższym. Potrzebne są umiejętności obywatelskie, rozumienie prawa, rozumienie odrzucanego dziś powszechnie świata polityki.

Bez nich nie ma i nie będzie demokracji! Żeby uczyć tych nowych kompetencji i wiedzy, najpierw trzeba mieć nauczycieli, którzy sami je posiadają.

Po czwarte, wszystkie te wyzwania wymagają mądrych zmian w obecnym funkcjonowaniu szkoły. Wymagają pieniędzy! Szkół nie stać dziś często na przysłowiową „kredę", nowoczesny sprzęt, dobre laboratoria, na inną organizację pracy, na dodatkowe zajęcia, koła zainteresowań, cyfryzację nauczania, na otwartość, na rozwijanie umiejętności i kompetencji, bo liczy się tylko odległa od dzisiejszych potrzeb podstawa programowa i strona formalna nauczania. Na wychowanie i rozwój, na rozmowy nie ma już czasu i zasobów.

Często nauczyciele na swój koszt produkują testy, pomoce, mobilizują rodziców. W ilu szkołach uczniowie nadal siedzą plecami do siebie? To wiele mówi o współczesnej polskiej szkole. Nauczyciele nie są w stanie tego zmienić, choćby bardzo chcieli, bo to wymaga nowych sal, mniejszych klas itp.

Wiele się mówi o konieczności zmian w zarządzaniu szkołami, o współpracy z rodzicami, ze środowiskiem, z przedsiębiorcami. Ale muszą być do tego stworzone odpowiednie ramy, by nie ograniczało się to wyłącznie do formalnych spotkań czy opiniowania wydatków z funduszu rodzicielskiego, lecz dało rodzicom realny wpływ na funkcjonowanie szkoły.

Zmiana polskiej szkoły nie będzie możliwa bez zmiany systemu kształcenia przyszłych i już pracujących nauczycieli. Programy ich studiów i stałego dokształcania muszą uwzględniać nowe wyzwania. Podwyżki płac pozwolą też na zmianę postrzegania pracy w szkole. Dziś szkoła jest wyborem Judymów albo osób, które nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Musimy szybko skończyć z negatywną selekcją do zawodu!

Rozdawnictwo

Po piąte, trudno uwierzyć rządowi, że nie stać nas na słuszne podwyżki dla nauczycieli, skoro rozdaje się budżetowe (czyli NASZE) dziesiątki miliardów złotych w sposób nieuzasadniony społecznie i rozwojowo. Rząd tłumaczy, że nie ma na wszystko – to zrozumiałe. Dlaczego więc dokonuje tak absurdalnych wyborów? Bo idą wybory? Dla pognębienia nauczycieli i pozostawienia oświaty bez zmian, bo niedouczony, mniej świadomy obywatel to lepszy materiał na obywatela posłusznego władzy? Równocześnie zapowiada w planie konwergencji nadwyżkę budżetową na 2020 r. I debatę stadionową o oświacie zamiast negocjacji. To dla nauczycieli policzek. Dla Rady Dialogu Społecznego również.

Autorka jest prezydentem Konfederacji Lewiatan, wiceprzewodniczącą Rady Dialogu Społecznego, wiceprezydent BusinessEurope.

Po pierwsze, edukacja i wychowanie to najlepsza inwestycja w rozwój: gospodarczy, społeczny, kulturowy i cywilizacyjny. Zwłaszcza teraz, kiedy powinniśmy budować gospodarkę 4.0, a za chwilę 5.0. Nie będzie nowoczesnej, innowacyjnej i konkurencyjnej Polski bez dobrych i dobrze wynagradzanych nauczycieli. Nie będziemy Doliną Krzemową Europy, jak chce premier Mateusz Morawiecki.

Dziś nauczyciele są najbardziej poszkodowaną grupą zawodową. Nie korzystają ze wzrostu gospodarczego, żyją na niskim poziomie. Dowody: w 2010 r. nauczyciel stażysta dostawał 75 proc. średniej pensji, a w 2017 tylko 64 proc. W latach 2010–2017 płace w różnych branżach rosły: na budowach o 830 zł (+30 proc.), w handlu o 1097 zł (+41 proc.), w administracji publicznej o 1156 zł (+27 proc.).

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację