Transformacja polskiej gospodarki rozpoczęła się jeszcze przed pierwszymi częściowo wolnymi wyborami, które można traktować jako koniec PRL-u. Czy bez zapoczątkowanych w 1989 r. przemian politycznych Polska mogłaby odnieść gospodarczy sukces?
Trudno powiedzieć. Do demokratyzacji Polski prawdopodobnie tak czy inaczej by doszło, bo ona była przejawem rozpadu sowieckiego imperium, który zmieniał sytuację we wszystkich krajach regionu. Te zmiany mogły jednak mieć inny, mniej korzystny przebieg. Alternatywnie, gdyby kryzys w Rosji był mniejszy, Polska mogła pójść drogą Chin. Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym komunistyczny reżim utrzymałby się przy życiu, ale stałby się mniej ideologiczny i otworzyłby nieco gospodarkę na kraje Zachodu. Wtedy prawdopodobnie stalibyśmy się zapleczem produkcyjnym z zasobami taniej pracy dla zachodniej Europy. Polska wyglądałaby dziś tak, jak Białoruś, może nawet nieco lepiej.
Polska w ostatnich 30 latach rozwijała się nieco szybciej, niż inne kraje regionu, ani razu nie doświadczyliśmy też recesji. Czemu to zawdzięczamy?
Jeśli cofniemy się nieco dalej w przeszłość, do lat 70. XX w., to ścieżki rozwoju wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej okazują się podobne i wszystkie mają podobny model wzrostu, opierający się na silnych powiązaniach z Niemcami. Jednak w Polsce kryzys gospodarki komunistycznej od 1975 do 1990 r. był głębszy, niż w innych krajach regionu, więc potem silniejsze było odbicie. Do sukcesów transformacji w Polsce zaliczyłbym jednak m.in. to, że ekipie Leszka Balcerowicza udało się porozumieć z USA, dzięki czemu można było szybko zrealizować program reform oparty na konsensusie waszyngtońskim ze wsparciem amerykańskich ekspertów. Po drugie, uniknęliśmy oligarchizacji gospodarki. W Polsce nie ma majątków tak dużych w stosunku do rozmiarów gospodarki jak np. na Ukrainie czy w Czechach, których posiadacze z czasem mogą wpływać na procesy polityczne.
Dlaczego tak się stało?