Takiego kota w realnym życiu nie spotkamy. Wydaje się to oczywiste. Chyba że wpadniemy do Ministerstwa Zdrowia, aby posłuchać, co tam się mówi ma temat braku leków w naszym kraju. Zdaniem kierownictwa resortu lekarstw w Polsce nie brakuje. A to, że leków (których nie brakuje) nie można znaleźć w aptekach (czyli ich jednak brakuje?), jest winą pacjentów. Kupują je oni po prostu na zapas. Problem więc jest, ale go nie ma. Przy czym tak bardzo nie ma, że minister powołał specjalny zespół do jego rozwiązania. Wniosek z tego jest jeden. To nie kot. To cała lawina pastylek, syropów i czopków Schrödingera!
Aby to wszystko zrozumieć, nie trzeba mieć na ścianie dyplomu z podobizną Alfreda Nobla. Wystarczy przeanalizować przyczynę tej swoistej zapaści. Na pierwszy rzut oka widać, że tkwi ona w prowadzonej przez Ministerstwo Zdrowia polityce lekowej. Jej cechą jest dążenie do niskich i stale malejących cen leków. Firmy farmaceutyczne dostarczają na rodzimy rynek leki w ilościach zgodnych z zawartymi umowami. Zamiast trafić jednak do polskiego pacjenta, są one wywożone tam, gdzie można je sprzedać znacznie drożej. W ten sposób dzięki niskim cenom leków, uzyskanym w efekcie długotrwałych negocjacji refundacyjnych, zaopatrujemy w medykamenty inne państwa.
Obserwując rynek leków w Polsce, można wyprowadzić dwa mało optymistyczne wnioski. Pierwszy – że aktualna polityka lekowa nie sprawdza się nawet w okresie spokoju. Niskie ceny nie przekładają się np. na niskie dopłaty pacjentów. Przeciwnie, należą one do najwyższych w Europie. Drugi wniosek zaś jest taki, że kiedy pojawiają się nagłe zawirowania na rynku, np. związane z globalną produkcją leków, następuje całkowita katastrofa.
Od kilku lat rodzi się np. w bólach Rozwojowy Tryb Refundacyjny (RTR). Ma on pobudzić inwestycje firm w Polsce w produkcję oraz w innowacyjne przedsięwzięcia i projekty. Farmacja to jedna z branż, które wydają najwięcej na badania i rozwój. Grzechem byłoby nie próbować jej przyciągnąć do Polski. RTR nie rozwiąże jednak problemu zbyt niskich nakładów na zdrowie. Inwestycje zawsze zaś lokują się tam, gdzie jest rynek zbytu i sprzyjające warunki. W Polsce na inwestorów czekają wielodniowe negocjacje mające na celu... obniżenie cen najniżej jak to tylko możliwe. To mało atrakcyjna zachęta.
Nieprzemyślane szukanie oszczędności na zdrowiu obywateli – oto przyczyna, dla której resort zachowuje się jak kot Schrödingera. Nie da się jednak zastąpić pieniędzy PR-owymi zagraniami. Zakup leków w ilościach odpowiadających potrzebom polskich pacjentów wymaga określonej kwoty. Jej połowa czy trzy czwarte nigdy nie wystarczy na wszystko. Jeśli zdrowie pacjentów jest najważniejsze, osoby za to odpowiedzialne muszą przestać ignorować rzeczywistość. Zwłaszcza jej ekonomiczne oblicze. Z pustego i Salomon nie naleje.