Nie bójmy się samorządu gospodarczego

- Sprawa samorządu dotyczy co najmniej 1,7 mln ludzi – przedsiębiorców, którzy nie tylko nie mają swojej reprezentacji politycznej, ale i zawodowej, jak choćby związki pracowników – pisze Marek Goliszewski, założyciel Business Center Club

Publikacja: 21.11.2008 03:08

Marek Goliszewski

Marek Goliszewski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Owszem, działa w Polsce ponad 100 izb przemysłowo-handlowych i 260 różnych organizacji samorządowych, m.in. BCC. Ale zrzeszają zaledwie kilkanaście tysięcy przedsiębiorców, co nie przekracza 3 proc. ogółu. Na dodatek tylko nieliczne z nich biorą czynny udział w procesie legislacyjnym. Większość nie ma pieniędzy na sporządzenie analiz. Aż 97 proc. mikro-, małych i średnich przedsiębiorców dryfuje. I to im właśnie powinna służyć instytucja samorządu gospodarczego. Ale nie im przede wszystkim.

[srodtytul]Mnogość celów, mnogość idei[/srodtytul]

Powinna służyć głównie państwu i higienie relacji społecznych i gospodarczych. Samorząd gospodarczy bowiem, jak w Europie, wykonywałby określone zadania publiczne. Takie, z którymi jak dotąd administracje rządowa i samorządowa nie mogą dać sobie rady. Przykład pierwszy z brzegu to sądownictwo. Procesy gospodarcze toczą się latami. Firmy bankrutują, nie przybywa pieniędzy i nowych miejsc pracy – bo nie ma na czas orzeczeń. Tę lukę wypełniłoby sądownictwo polubowne samorządu gospodarczego. Rozstrzygałoby konflikty na poziomie powiatów i województw, również jako polubowne sądy konsumenckie, w uzgodnieniu z organizacjami konsumenckimi, na linii producent – konsument. Inny przykład: uwiąd szkolnictwa zawodowego. Brakuje stolarzy, szewców, krawców, hydraulików, glazurników etc.

[wyimek]Projekt BCC jest wzorowany na polskim samorządzie gospodarczym epoki międzywojennej i buduje jego struktury analogicznie do samorządu terytorialnego[/wyimek]

Samorząd prowadziłby szkolenia, które umożliwiłyby zdobywanie kwalifikacji, np. przez młodzież wiejską, żyjącą dziś biernie z KRUS rodziców. Kształciłby także syndyków, rzeczoznawców majątkowych i nieruchomości, kuratorów osób prawnych, biegłych itp. Kolejny przykład: gminy, powiaty, województwa nie prowadzą żadnych rejestrów, które pokazywałyby w całości zakres działań gospodarczych na danym terenie oraz liczbę i rodzaj firm. Brakuje danych-drogowskazów, np. dla krajowych i zagranicznych inwestorów. Ewidencją i monitoringiem dynamiki przemian gospodarczych zajęłyby się więc izby przemysłowo-handlowe. One też mogłyby stać się zalążkami inkubatorów przedsiębiorczości, innowacyjności czy wręcz dać początek parkom technologicznym, których tak w Polsce brakuje.

Przykłady można mnożyć. Ale jeszcze jeden zasługuje na podkreślenie. To Sejm i sposób stanowienia prawa. Zbyt często ustawy są bublami. Nie tyle dlatego, że psuje je polityka lub niedouczenie posłów. Głównie dlatego, że komisje i podkomisje sejmowe nie dysponują najświeższą informacją o praktyce gospodarczej. Tę wiedzę dostarczałyby poszczególne instytucje samorządu gospodarczego na podstawie określonej procedury konsultacji. Przy okazji szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego mógłby spać spokojniej, bo kontakty na styku Sejm – przedsiębiorcy nabrałyby jeszcze bardziej jawnego wymiaru.

[srodtytul]Sięgając do historycznych wzorów[/srodtytul]

Najnowszy projekt ustawy o samorządzie gospodarczym przygotował Business Centre Club. O ile nowy jest projekt, o tyle początki samorządu gospodarczego sięgają Grecji i Rzymu, gdzie mnożyły się stowarzyszenia zawodowe. W IX wieku w Europie pierwsi zaczęli się organizować kupcy i armatorzy floty handlowej. W XII wieku wyodrębniły się cechy i gildie. Również w Polsce. W XIX wieku pojawiły się izby gospodarcze. Na ziemiach polskich za pierwsze organizacje tego typu trzeba uznać rady handlowe utworzone w 1804 roku w Księstwie Warszawskim na mocy dekretu Fryderyka Augusta.

W Polsce międzywojennej o powstaniu samorządu gospodarczego jako podmiotu administracji publicznej przesądziły trzy rozporządzenia prezydenta RP (dwa z 1927 roku i jedno z 1932). Samorząd gospodarczy tego rodzaju funkcjonuje dziś w większości krajów europejskich i np. żadne poważniejsze decyzje kanclerza Niemiec nie obywają się bez „parafowania“ ich przez Deutschen Industrie und Handelskammertag. Takiego samorządu w Polsce nie ma.

[wyimek]Dziś organizacje przedsiębiorców są rozgrywane przez polityków na zasadzie „dziel i rządź”, zresztą bardziej liczą się znajomości[/wyimek]

Projekt BCC, wzorowany na polskim samorządzie przedwojennym i współczesnym europejskim, buduje jego struktury analogicznie do kształtu samorządu terytorialnego. Nie ingeruje przy tym w funkcjonowanie organizacji przedsiębiorców, pozostawiając im całkowitą swobodę zrzeszania się i członkostwa. Nie tworzy nowej organizacji, zatem znika problem przymusowej przynależności i obligatoryjnych składek, który towarzyszył protestom wobec pojawiających się projektów samorządu gospodarczego z lat 90.

Projekt ustawy nadaje przedsiębiorcom czynne i bierne prawo wyborcze, by konstytuowali swoją reprezentację jako organ władzy w formie izb składających się z radców. Oni z kolei będą wybierać organy tych izb, np. prezesa. Organizacje przedsiębiorców, kluby, zrzeszenia etc. będą miały prawo wyboru części radców, w tym do Krajowej Izby. Tego prawa nie będą miały podmioty publiczne: Skarb Państwa i samorząd terytorialny. Mimo że w sektorze publicznym działa zaledwie 0,1 – 0, 085 proc. ogółu podmiotów gospodarczych, to rola tego sektora z uwagi na przemysł energetyczny czy paliwowy jest znacząca. Dlatego projekt zakłada instytucję kooptacji i tzw. radców mianowanych spośród kandydatów desygnowanych przez właściciela firm państwowych, tj. organy władzy publicznej.

Samorząd gospodarczy musi być także elementem współpracy w trójkącie przedsiębiorcy – pracodawcy – rząd. Dlatego projekt nadaje funkcjonującym organizacjom pracodawców uprawnienia do wyboru radców. Radcowie będą działać w izbach powiatowych uruchamianych z mocy ustawy. Poza nimi mogą (choć nie muszą) być powoływane miejskie lub gminne izby – z inicjatywy 50 przedsiębiorców lub 15 radców. Te izby z kolei mogą tworzyć izby wojewódzkie lub regionalne (złożone m.in. z trzech województw). Wszystkie izby będą miały status organizacji pożytku publicznego. Nie będą mogły prowadzić działalności gospodarczej i finansowej (z wyjątkiem nabywania bezpiecznych papierów wartościowych, np. obligacji rządowych), wchodzić w spółki etc. To zablokuje „działania dla pieniędzy”.

Izby będą powoływać sekcje i komisje dostosowane do specyfiki terenu i zagadnień, którymi zajmują się zrzeszeni w izbie przedsiębiorcy. Zarządcą administracyjnym izby stanie się dyrektor izby. Natomiast radcowie będą wypełniać swoje zadania nieodpłatnie. By wyeliminować niebezpieczeństwo zdominowania samorządu przez duże spółki i zapewnić reprezentatywność mikro-, małym i średnim przedsiębiorstwom, wybory będą przeprowadzane proporcjonalnie i w odpowiednich grupach. I odwrotnie. Ponieważ niektóre dziedziny gospodarki składają się głównie z małych przedsiębiorców, to oni mogliby zdominować izbę przy zasadzie jeden przedsiębiorca – jeden głos. Aby tego uniknąć, projekt wprowadza przy budowaniu reprezentatywności izby kategorie rodzaju działalności i wielkości przedsiębiorstw.

Wybory do izb będzie przeprowadzała Państwowa Komisja Wyborcza. Radców do Krajowej Izby Przemysłowo-Handlowej wybierałyby izby oraz krajowe organizacje przedsiębiorców (z zapewnieniem większości izbom). Radców krajowych mianowanych powoływałby prezydent spośród osób prowadzących działalność gospodarczą.

[srodtytul]Konieczna odwaga[/srodtytul]

Nie chodzi o ceremonię, ale o konieczność uniezależnienia radców od ustanowionych ustawą organów nadzoru nad izbami. Nadzoru koniecznego o tyle, że samorząd wypełniać ma przecież funkcje publiczne i dysponować publicznym pieniędzmi. Projekt zakłada bowiem finansowanie izb na wzór europejski, tj. z odpisów od należnego podatku VAT. Z tego tytułu izby będą musiały działać zgodnie z regulacją ustawy o finansach publicznych. Wysokość takiego odpisu w Europie sięga nawet 0,4 proc. BCC przyjmuje w projekcie odpis tylko 0,15 – 0,3 proc., co oznacza, że na izbę powiatową przypadać będzie od 250 do 450 tys. zł rocznie w zależności od wielkości izby (średnio ok. 316 tys. zł). To nie są wygórowane pieniądze, biorąc pod uwagę rangę zagadnienia i rolę przedsiębiorców w państwie.

Krajowa Izba miałaby nie tyle status władzy, ile ogólnopolskiej reprezentacji izb. Musiałaby uzyskiwać od nich mandat do przedstawiania opinii (przy np. rozpatrywaniu ustaw) naczelnym organom władzy państwowej. Te z kolei na mocy ustawy byłyby zobowiązane do dostarczania izbie projektów prawa odnoszących się do całej gospodarki i jej segmentów.

Uchwalenie ustawy o samorządzie gospodarczym wymaga wyobraźni, odwagi oraz pracy. Politycy muszą uświadomić sobie konstruktywną rolę samorządu w państwie. I nie bać się, że wyrośnie im przed nosem konkurent, z którym będą musieli się liczyć. Przedsiębiorcy muszą zaangażować swój czas, jeśli w myśl hasła „nic o nas bez nas” chcą mieć swój większy udział w budowaniu państwa obywatelskiego, czego domagają się od blisko 20 lat.

Dziś organizacje przedsiębiorców są rozgrywane przez polityków na zasadzie „dziel i rządź”. Bardziej liczą się prywatne znajomości z ministrami niż faktyczna pozycja organizacji.

Projekt ustawy jest obecnie konsultowany i po uzyskaniu znacznego poparcia zostanie przekazany Sejmowi RP.

Owszem, działa w Polsce ponad 100 izb przemysłowo-handlowych i 260 różnych organizacji samorządowych, m.in. BCC. Ale zrzeszają zaledwie kilkanaście tysięcy przedsiębiorców, co nie przekracza 3 proc. ogółu. Na dodatek tylko nieliczne z nich biorą czynny udział w procesie legislacyjnym. Większość nie ma pieniędzy na sporządzenie analiz. Aż 97 proc. mikro-, małych i średnich przedsiębiorców dryfuje. I to im właśnie powinna służyć instytucja samorządu gospodarczego. Ale nie im przede wszystkim.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację