Owszem, działa w Polsce ponad 100 izb przemysłowo-handlowych i 260 różnych organizacji samorządowych, m.in. BCC. Ale zrzeszają zaledwie kilkanaście tysięcy przedsiębiorców, co nie przekracza 3 proc. ogółu. Na dodatek tylko nieliczne z nich biorą czynny udział w procesie legislacyjnym. Większość nie ma pieniędzy na sporządzenie analiz. Aż 97 proc. mikro-, małych i średnich przedsiębiorców dryfuje. I to im właśnie powinna służyć instytucja samorządu gospodarczego. Ale nie im przede wszystkim.
[srodtytul]Mnogość celów, mnogość idei[/srodtytul]
Powinna służyć głównie państwu i higienie relacji społecznych i gospodarczych. Samorząd gospodarczy bowiem, jak w Europie, wykonywałby określone zadania publiczne. Takie, z którymi jak dotąd administracje rządowa i samorządowa nie mogą dać sobie rady. Przykład pierwszy z brzegu to sądownictwo. Procesy gospodarcze toczą się latami. Firmy bankrutują, nie przybywa pieniędzy i nowych miejsc pracy – bo nie ma na czas orzeczeń. Tę lukę wypełniłoby sądownictwo polubowne samorządu gospodarczego. Rozstrzygałoby konflikty na poziomie powiatów i województw, również jako polubowne sądy konsumenckie, w uzgodnieniu z organizacjami konsumenckimi, na linii producent – konsument. Inny przykład: uwiąd szkolnictwa zawodowego. Brakuje stolarzy, szewców, krawców, hydraulików, glazurników etc.
[wyimek]Projekt BCC jest wzorowany na polskim samorządzie gospodarczym epoki międzywojennej i buduje jego struktury analogicznie do samorządu terytorialnego[/wyimek]
Samorząd prowadziłby szkolenia, które umożliwiłyby zdobywanie kwalifikacji, np. przez młodzież wiejską, żyjącą dziś biernie z KRUS rodziców. Kształciłby także syndyków, rzeczoznawców majątkowych i nieruchomości, kuratorów osób prawnych, biegłych itp. Kolejny przykład: gminy, powiaty, województwa nie prowadzą żadnych rejestrów, które pokazywałyby w całości zakres działań gospodarczych na danym terenie oraz liczbę i rodzaj firm. Brakuje danych-drogowskazów, np. dla krajowych i zagranicznych inwestorów. Ewidencją i monitoringiem dynamiki przemian gospodarczych zajęłyby się więc izby przemysłowo-handlowe. One też mogłyby stać się zalążkami inkubatorów przedsiębiorczości, innowacyjności czy wręcz dać początek parkom technologicznym, których tak w Polsce brakuje.