To kłopoty tradycyjnie związane z działaniem rynku. Na tym się jednak nie kończy. Podstępny kryzys potrafi uderzyć bowiem także w sposób niespodziewany i bardzo groźny. Któż by przypuszczał, że dotacje unijne, dzięki którym wiele polskich firm mogło sobie pozwolić na inwestycyjno-technologiczny skok naprzód, mogą się teraz okazać pętlą na ich szyi.
Brukselskie wsparcie to bowiem nie tylko pieniądze na rozwój, ale i określone zobowiązanie, różne w zależności od programu, z którego wędrują środki do biznesu. Częstokroć beneficjenci muszą – zresztą słusznie – zobowiązać do utworzenia dzięki dotacji nowych miejsc pracy. Teraz – w obliczu kryzysu – mają z tym coraz większe problemy. Wsparcie, które miało być impulsem prorozwojowym, może postawić wkrótce wiele firm przed dylematem: albo wbrew biznesowemu rozsądkowi zrealizować umowę z Unią, zawartą w zupełnie innej sytuacji gospodarczej, albo jej nie realizować, ryzykując w skrajnym przypadku konieczność zwrotu dotacji wraz z odsetkami. Wiele małych spółek mogłoby tego nie wytrzymać. Trudno o bardziej perwersyjną drogę do bankructwa.
Podobnie jak stało się w przypadku zasad udzielania pomocy publicznej, tak i w przypadku dotacji Bruksela powinna wprowadzić czasowe ułatwienia w zasadach rozliczania wsparcia. Nasze firmy, które naprawdę mądrze wykorzystują te pieniądze, zasłużyły na to.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/05/14/unijne-dotacje-pulapka-z-opoznionym-zaplonem/]blog.rp.pl/romanski[/link]