Gdy wszyscy zastanawiają się, ile jeszcze wytrzymają hiszpańskie finanse i kiedy zbankrutuje Grecja, Polska wyrasta na gospodarczego herosa. I jakby tego było jeszcze mało, ekonomiści z Brukseli oświadczyli wczoraj, że za 20 lat polska gospodarka będzie w lepszej sytuacji niż niemiecka.
[b] [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/22/pawel-czurylo-robmy-swoje/] Skomentuj na blogu[/link][/b]
Na pewno miło czytać o tym, że możemy wyprzedzić gospodarkę niemiecką – było nie było – do niedawna największego światowego eksportera. Pamiętajmy jednak, że to my zależymy dziś i pewnie przez wiele jeszcze lat od popytu za naszą zachodnią granicą. Tam trafia bowiem ponad 20 proc. zagranicznej sprzedaży polskich firm. A co znaczy ten popyt (wspomagany rządowymi dopłatami), najlepiej można było zobaczyć w ostatnim roku.
I choć oczywiście miło słyszeć takie komplementy, to czy aby nie za dużo tych pochwał? Na podstawie jakich prognoz takie wnioski wysnuli autorzy książki "Czas po kryzysie"? Na naszą korzyść na pewno przemawiają wyniki gospodarki z ostatnich miesięcy. Ale przecież mieliśmy już być drugą Japonią, mieliśmy być też drugą Irlandią. Całe szczęście, że to Polsce przypadło miano zielonej wyspy na europejskim oceanie recesji.
Dlatego z pewną dozą ostrożności przyjmujmy takie prognozy i reformujmy gospodarkę, nadrabiając gospodarcze zaległości. Róbmy swoje, by określenie polnische wirtschaft, którym jeszcze kilka lat temu opisywano nieporządek panujący w polskiej gospodarce, nabrało przeciwnego znaczenia. A co do porównywania się z Niemcami... Wybudujmy najpierw brakujące odcinki autostrady z Warszawy do Świecka, by dojechać do Berlina. Na początek wystarczy.