Wielka Brytania w obliczu najgorszej recesji od 300 lat", „11 lat wzrostu zmarnowane w miesiąc" – to tytuły, które obrazują, jak mocno koronawirus bije w gospodarkę. W najbliższych miesiącach bezrobocie w Polsce może skoczyć z niespełna 3 proc. na koniec 2019 r. powyżej 10 proc. Czy jesteśmy gotowi na nowy świat?
W obliczu zmian na rynku pracy ważna jest odpowiedź na pytanie: zatrudniamy ludzi czy pracowników? Zadawałam je w 2017 r. na jednej z konferencji Instytutu Humanites „Spójne przywództwo". Pokazując trend automatyzacji i zmian w zatrudnieniu, wskazywałam na wagę przygotowań ludzi na (być może) życie bez pracy i szans przekwalifikowania.
Wielu liderów wyrosło w latach 90., gdy człowiek uważany był za zasób. Nawet jeśli poza firmą promowano hasło „człowiek w centrum", nie przenikało to do jej kultury zarządzania. Dziś, w kryzysie, mamy test przywództwa. Ilu liderów wykorzysta okazję i dodatkowo zetnie etaty, co mogło być wcześniej trudne? Wielu przedsiębiorców walczy o przeżycie. Podejmuje trudne decyzje o restrukturyzacji. Ilu zachowa ludzką twarz?
Epidemia uwypukli rozwarstwienie. Kryzys bije najczęściej w najsłabszych, najmniej wykwalifikowanych, najbardziej zagrożonych wykluczeniem. Na liderach biznesu ciąży odpowiedzialność za przygotowanie pracowników na nową rzeczywistość.
Rewolucja przemysłowa z przełomu XIX i XX w. skończyła się rewolucją proletariatu. Ludzie bezsilni, a przy tym głodni i w ostatnich dekadach rozbudzeni konsumpcyjnie, stają się gniewni i szukają środków, by gniew wyładować. Daje to niebezpieczny grunt dla populizmu. Bo ludzie za obietnicę bezpieczeństwa mogą dużo poświęcić. Po kilku miesiącach izolacji mogą chcieć wyjść na ulice.