Bo wszyscy inni starają się raczej wydatki ciąć niż je zwiększać. Taka myśl może tlić się w rządzie, który właśnie przekonuje, że nie musi nowelizować budżetu, a pomimo to znajdzie ok. 6 mld zł, by złagodzić skutki powodzi.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/07/aleksandra-fandrejewska-jak-obejsc-nowele-budzetu/] Skomentuj na blogu[/link][/b]

Rząd Donalda Tuska pokazał na początku zeszłego roku, że umie ograniczać wydatki. Czarodziejską różdżką znalazł i zaoszczędził, co reklamował jako swój program antykryzysowy, ok. 20 mld zł. Z tym jednak, że większość tych kwot miała wymiar wirtualny, bo były to potencjalne gwarancje, po które na szczęście dla firm, bezrobotnych, finansów publicznych i kieszeni każdego z nas nie trzeba było sięgać. Rząd wypchnął też poza budżet część wydatków, jak choćby te na budowę dróg. Teraz jest w innej sytuacji, musi znaleźć realne pieniądze.

Jeszcze kilka tygodni temu większość ekonomistów uważała, że rząd nie musi i nie powinien nowelizować budżetu. Teraz nie są już tego tacy pewni, ale oceniają, że nie dojdzie do tego przed wyborami prezydenckimi. Ale jeśli tak, to można by zapytać też, po co otwierać puszkę Pandory przed wyborami samorządowymi. A doświadczenia z zeszłego roku pokazują, że rząd Donalda Tuska umie znajdować rozwiązania – obejścia. Gdy pod koniec roku okazało się, że w budżecie państwa są pieniądze, a równocześnie rośnie dziura w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, to rząd zamiast nowelizować budżet zaproponował zmianę przepisów ubezpieczeniowych, tak by FUS miał prawo nie tylko do dotacji, ale też pożyczek z budżetu centralnego. Gdybym miała dziś postawić grosz na nowelizację budżetu, to postawiłabym znów na jakiś budżetowy trik.