Nasz czołowy koncern paliwowy przeżywa – i pewnie będzie przeżywał – huśtawki związane z jego pozycją na rynku środkowoeuropejskim,w tym w świetle konkurencji firm z krajów sąsiednich oraz Rosji. Siłą konkurentów jest posiadanie własnych złóż surowcowych, których Orlen nie ma. Ich słabością – sieć dystrybucji w Polsce.
Orlen w przeszłości kilkakrotnie próbował umocnić pozycję w Europie Środkowej. Były próby przejęcia słowackiego Slovnaftu (ofertę przebił – podobno o 50 mln dol. – węgierski MOL; była próba dogadania fuzji z MOL (też nieudana). Kupno sieci dystrybucyjnej w Niemczech też niewiele dało, a wyprawa pod skrzydłami ówczesnego premiera Marka Belki do Libii także zakończyła się fiaskiem, jeśli chodzi o kupno koncesji wydobywczej.
W końcu Orlen kupił rafinerię w Możejkach za niebagatelną kwotę 2,4 mld dol., eliminując w przetargu rosyjskie koncerny. Rosjanie nie do końca odpuścili, czego dowodem jest zamknięcie, pod pretekstem remontu, rurociągu zaopatrującego rafinerię w ropę, co powoduje, że kupno Możejek staje się mniej opłacalne.
Obecny zarząd, bodaj piąty w Orlenie od czasu prywatyzacji przed dziesięcioma laty, podjął próbę pozbycia się Możejek, wynajmując w tym celu doradcę w osobie japońskiego (i międzynarodowego) banku inwestycyjnego Nomura.
Sądzę, że pozbycie się Możejek nie będzie łatwe, ale rysuje się tu pewna możliwość, którą chętnie się dzielę z zarządem Orlenu.