Reklama
Rozwiń

Błędna stymulacja gospodarek

- Słowo „stymulacja” stało się ostatnio niezwykle popularne. Można odnieść wrażenie, że dla niektórych jest ono utożsamiane z kamieniem filozoficznym mającym przynieść ratunek gospodarkom dotkniętym kryzysem - pisze Jarosław Janecki, główny ekonomista w banku Société Générale Polska

Publikacja: 24.09.2010 03:28

Red

O ile sprawa kamienia filozoficznego pozostaje legendą, o tyle w przypadku decyzji wpływających na gospodarkę podtrzymywana jest wiara w możliwość bezkarnego stymulowania gospodarki. Dzisiejsi alchemicy aplikują zatem współczesne recepty na transmutację gospodarki ze stadium „nieszlachetnego” (kryzysowego) w wersję „szlachetną” z solidnym wzrostem i niską stopą bezrobocia.

Wracając do semantyki słowa „stymulacja”, jego stosowanie wydaje się adekwatne do sytuacji. Problem w tym, że podobnie jak w medycynie, każdy stymulant, działając pobudzająco na organizm, powoduje skutki uboczne. Są one tym poważniejsze, im stymulant jest mocniejszy i dłużej stosowany. Niestety fakt ten jest zazwyczaj pomijany lub bagatelizowany przez zwolenników stymulacji gospodarki.

Analogii między ekonomią a medycyną jest więcej. Istnieją stymulanty, które, oddziałując na ośrodkowy układ nerwowy, powodują rodzaj euforii. Dodajmy – krótkotrwałej, podobnej do tej, którą możemy zauważyć po nieco lepszych publikacjach miesięcznych danych statystycznych tuż po podaniu gospodarce stymulanta. Oczywiście efekt euforii znika po ustaniu działania stymulanta.

Ponadto obrót niektórymi stymulantami podlega ścisłej kontroli państwa, a niektóre są po prostu nielegalne. Oczywiście podobnie jak w ekonomii różne kraje stosują różne rozwiązania, a nielegalny stymulant w jednym kraju może być stosowany w innym.

Nadużywanie stymulantów może uzależniać i skutkować poważnymi problemami. Preparatami współczesnych alchemików stały się niskie, bliskie zera stopy procentowe czy też rosnące wydatki prowadzące do gigantycznej nierównowagi fiskalnej. Wydaje się, że zwolennicy stymulacji mają przewagę, choć w dyskusji nad metodą wyjścia z kryzysu pojawia się coraz więcej głosów krytykujących bieżące decyzje polityczne.

Argumenty przeciwników dalszej stymulacji gospodarek są znane. Chodzi o koszty i problemy, jakie mogą się pojawić w krótkim i dłuższym okresie, niepewność związaną z efektami implementacji strategii wyjścia z kryzysowej sytuacji, możliwość utraty wiarygodności przez władze monetarne czy ryzyko pojawienia się presji inflacyjnej.

Nam pozostaje nadzieja, że decydenci będą zwracali większą uwagę na negatywne skutki stosowanych instrumentów, natomiast sama stymulacja nie będzie wiodła do jeszcze poważniejszych kryzysów.

O ile sprawa kamienia filozoficznego pozostaje legendą, o tyle w przypadku decyzji wpływających na gospodarkę podtrzymywana jest wiara w możliwość bezkarnego stymulowania gospodarki. Dzisiejsi alchemicy aplikują zatem współczesne recepty na transmutację gospodarki ze stadium „nieszlachetnego” (kryzysowego) w wersję „szlachetną” z solidnym wzrostem i niską stopą bezrobocia.

Wracając do semantyki słowa „stymulacja”, jego stosowanie wydaje się adekwatne do sytuacji. Problem w tym, że podobnie jak w medycynie, każdy stymulant, działając pobudzająco na organizm, powoduje skutki uboczne. Są one tym poważniejsze, im stymulant jest mocniejszy i dłużej stosowany. Niestety fakt ten jest zazwyczaj pomijany lub bagatelizowany przez zwolenników stymulacji gospodarki.

Opinie Ekonomiczne
Czas ucieka. UE musi znaleźć sposób na rosyjskie aktywa
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Ustawa schronowa, czyli tworzenie prawa do poprawy
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: USA zostawiają w biedzie swoich obywateli. To co mają dla UE?
Opinie Ekonomiczne
Bartłomiej Sawicki: Rachunki za prąd „all inclusive” albo elastyczne taryfy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Pałac Prezydencki domem biesiadnym? Pomysł na biznes pod słynnym żyrandolem