We wtorek, gdy GUS podał nadspodziewanie korzystne informacje na temat PKB w trzecim kwartale, rynek pozostał niewzruszony. Wczoraj natomiast ni stąd, ni zowąd mięliśmy ponad 2-procentową zwyżkę. Tłumaczy się to na różne sposoby. A to poprawa koniunktury na Zachodzie (w kwestiach zasadniczych nic się nie zmieniło), a to chęć odreagowania ostatnich spadków.
Prawda jest jednak taka, że naszym parkietem rządzi od dłuższego czasu zagraniczny kapitał, głównie spekulacyjny, który za kilka dni może powędrować gdzie indziej. Nie mam nic przeciwko spekulacji, wszak na niej w znacznym stopniu opiera się rynkowa gra. Problem polega jednak na tym, że wkrótce możemy się od niego zbytnio uzależnić, przez co wahania na rynku mogą być jeszcze większe.
Propozycje zmian w funkcjonowaniu funduszy emerytalnych zmniejszą ich zaangażowanie na rynku akcji, które obecnie sięga 35 proc. Przy ciągłej, wyraźnej niechęci Polaków do funduszy inwestycyjnych, głównie tych agresywnych, zabraknie nam stabilnego inwestora długoterminowego, jakim niewątpliwie są OFE. Często w czasach dużej zmienności na rynku to one broniły trendu. Gdy ich udział w handlu spadnie, zmienność może się zwiększyć, a to już będzie prawdziwy raj dla spekulantów.
Niższa aktywność OFE rykoszetem uderzy też w samą giełdę, która tak udanie zadebiutowała na własnym parkiecie. Kto bowiem będzie kupował akcje w ofertach pierwotnych, na które giełda tak bardzo liczy?