Korzystne są też oczekiwania na przyszłość, bo co piąta wśród średnich i dużych firm zamierza przyjąć nowych pracowników w najbliższych kwartałach.

Jak tak dalej pójdzie, może stopa bezrobocia na koniec roku spadnie poniżej 10 proc. z obecnych 12,5 proc. Do pełni szczęścia potrzeba jeszcze zdecydowanej poprawy nastrojów wśród przedsiębiorców z niewielkich firm. Skąd ten statystyczny sukces, skoro nastroje w polskiej gospodarce wciąż nie są najlepsze? Otóż po cichu pomaga nam sytuacja naszego głównego partnera handlowego w Unii – Niemiec.

W tym roku może za naszą zachodnią granicą dojść do skoku gospodarki o ponad 3 proc., a to automatycznie przekłada się na wzrost zamówień w polskim przemyśle. Nasze firmy będą musiały inwestować, a więc powinny też zwiększać zatrudnienie. Im lepiej więc za Odrą, tym korzystniejsza sytuacja także nad Wisłą. Warto jednak w tym momencie zadać sobie pytanie o skalę utraconych korzyści. O ile łatwiej byłoby walczyć z bezrobociem, gdybyśmy mieli nowoczesne szkolnictwo zawodowe? A takie powstaje tylko wówczas, gdy biznes współdziała z nauką – tak jak np. w Niemczech. Co by było, gdyby przepisy pozwalały właścicielom firm zarówno łatwo zwalniać pracowników, jak i łatwo ich zatrudniać?

Przykłady z zagranicy wskazują, że w takich warunkach przedsiębiorcy nie czują obaw, by zwiększać zatrudnienie. Pytanie też, jak bardzo mogłoby spaść bezrobocie wśród absolwentów szkół wyższych, gdyby istniały w Polsce elastyczne formy zatrudnienia. I to w każdej postaci: pracy tymczasowej, outsourcingu, freelancingu czy wynajmowania pracowników ze specjalistycznych agencji zatrudnienia. Dzięki Niemcom jesteśmy więc na dobrej drodze do niższego bezrobocia. Jednak aby dotrzeć tą drogą do celu, musimy sami znacznie silniej stymulować nasz rodzimy rynek pracy.