Są rzeczy stałe na tym świecie

Ostatni tydzień przyniósł wysyp informacji o Elektrimie. Poczułem się jak za dawnych lat i mam nadzieję, że na tym się nie skończy

Publikacja: 04.07.2011 03:20

Elektrim to jedna z tych spółek, o których kiedyś mówiło się co dnia. A był taki czas – koniec lat 90. XX w. – gdy zagraniczni inwestorzy kupowali akcje firmy, by mieć ekspozycję na niemal całą gospodarkę. Do tego dokupowano papiery któregoś z banków oraz akcje Telekomunikacji Polskiej i polski portfel był domknięty. Zachodnie banki inwestycyjne za punkt honoru stawiały sobie mieć rekomendację akcji Elektrimu.

Czasy świetności minęły, firma pogrążona w problemach związanych z niewykupieniem na czas obligacji zmierzała ku upadkowi. Po drodze wycofano jej akcje z obrotu i coraz mniej osób, także dziennikarzy, śledziło losy niegdysiejszego giganta. Teraz Elektrim wraca do gry.

Ogłoszono 21 czerwca komunikat o tym, że przeniesione przed laty z Elektrimu do Laris Investments akcje Rafako wracają w ręce Elektrimu, był sygnałem, że coś się dzieje. Gdy siedem dni później PBG poinformowało, że chce za 540 mln zł odkupić od Elektrimu 50 proc. plus jedną akcję Rafako, wiadomo było, co się dzieje. Oferowana cena była o dwie trzecie wyższa niż aktualny kurs rynkowy papierów raciborskiej spółki. Nie ma się więc co dziwić, że cena akcji Rafako poszybowała w górę.

Jak zwykle w takich wypadkach popatrzyłem na zachowanie kursów akcji, by sprawdzić, czy ktoś coś wiedział. Moim zdaniem żadnych dziwnych ruchów nie było, co dobrze świadczy o szczelności prowadzonych rozmów. W przeszłości, gdy Elektrim był notowany na giełdzie, niemal każdy ważny komunikat dotyczący tej spółki poprzedzany był tajemniczym wzrostem obrotów i znaczącą zmianą kursu jego akcji.

Jednak nie tylko wokół Rafako kręcił się elektrimowski tydzień. Prezes spółki ujawnił, że ruszyły prace zmierzające do wprowadzenia na warszawską giełdę akcji ZE Pątnów – Adamów – Konin. Stwierdził też, że poza energetyką Elektrim chce się skupić na deweloperce i zarządzaniu nieruchomościami.

Odbywające się 30 czerwca WZA spółki było – jak za dawnych lat – gorące. Drobni ciułacze dowiedzieli się co prawda, że w czerwcu zarząd Elektrimu zapytał KNF, jak spółka może wrócić na giełdę, ale już na wiele innych pytań – m.in. o aktualny stan majątku czy warunki ugody w sporze o PTC – odpowiedzi nie było. – Lata płyną, a tu nic się nie zmienia. Są stałe rzeczy na tym świecie – pomyślałem, czytając w notce o WZA Elektrimu o tym, jak traktowani są drobni ciułacze.

Autor jest publicystą ekonomicznym

Elektrim to jedna z tych spółek, o których kiedyś mówiło się co dnia. A był taki czas – koniec lat 90. XX w. – gdy zagraniczni inwestorzy kupowali akcje firmy, by mieć ekspozycję na niemal całą gospodarkę. Do tego dokupowano papiery któregoś z banków oraz akcje Telekomunikacji Polskiej i polski portfel był domknięty. Zachodnie banki inwestycyjne za punkt honoru stawiały sobie mieć rekomendację akcji Elektrimu.

Czasy świetności minęły, firma pogrążona w problemach związanych z niewykupieniem na czas obligacji zmierzała ku upadkowi. Po drodze wycofano jej akcje z obrotu i coraz mniej osób, także dziennikarzy, śledziło losy niegdysiejszego giganta. Teraz Elektrim wraca do gry.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację