Tyle że jej realizacja staje się coraz bardziej kosztowna, co rzutuje na konkurencyjność europejskich firm.
Wątpliwości budzi promowanie stosowania biopaliw w postaci domieszek biokomponentów do tradycyjnych paliw lub czystego bioestru B100, którego jednak prawie nikt – mimo niższej ceny – nie chce kupować. Niezwykle kosztowna polityka biopaliwowa (rocznie kosztuje kraje Unii ok. 3 mld euro) jest coraz ostrzej krytykowana nie tylko przez biznes, ale i przez ekologów – bo przetwarzanie roślin oleistych na dodatki do paliw może skutkować bardzo dużą emisją dwutlenku węgla.
Jest jeszcze kwestia elastyczności we wprowadzaniu unijnych zaleceń. Polska jest w czołówce, jeśli chodzi o tempo wprowadzania biopaliw do obrotu. Tylko po co? Część krajów właśnie ze względu na koszty i kryzys albo nie zwiększa corocznego limitu, albo go wręcz zmniejszyła, by nie dusić swoich firm.
My nie tylko zlikwidowaliśmy ulgę w akcyzie dla bioestrów, ale jeszcze stale podnosimy limity. Płacą za to dwie firmy – Orlen i Lotos, które w tym roku do biopaliwowego interesu dopłacą blisko miliard złotych. Płaczą i płacą, bo inaczej grożą im kary. A w tym akurat przypadku Bruksela nie narzuca sposobu dochodzenia do 10 proc. zużytych biopaliw w transporcie w 2020 r., tylko podaje cel. Tym razem chcemy być z niezrozumiałych powodów świętsi od papieża.
Zarówno Orlen, jak i Lotos w III kwartale zanotowały stratę. Oczywiście nie z powodu bioestrów, ale polityka klimatyczna też ma wpływ na wyniki. A od nich zależy dywidenda, którą – jako współwłaściciel – pobiera także Skarb Państwa. Może więc przez wzgląd na widmo kryzysu jednak bardziej wspierać biznes? I to z korzyścią dla budżetu.