Cięcia to nie jedyny priorytet dla europejskich krajów

Portugalii pomagają eksporterzy – mówi José Maria Espírito Ricciardi, szef Espirito Santo Investment

Publikacja: 17.05.2012 04:52

Cięcia to nie jedyny priorytet dla europejskich krajów

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Rz: Gospodarka Portugalii skurczyła się ponownie w I kwartale. Jak długo jeszcze będziecie się borykać z recesją?

José Maria Espírito Santo Ricciardi:

Najnowsze dane i prognozy wskazują, że skutki działań oszczędnościowych mogą być łagodniejsze niż wcześniej oczekiwano. Każdy widzi, że nasz kraj w przeciwieństwie do Grecji podjął wysiłek reformatorski, którego głównym celem jest zwiększenie konkurencyjności. Jeżeli spadek PKB okaże się mniejszy niż 3 proc. w tym najtrudniejszym dla nas okresie oznacza to, że możemy skutecznie ograniczyć deficyt budżetowy. Jednocześnie szybko spada deficyt obrotów bieżących. W zeszłym roku wynosił 6 proc., w tym roku sięgnie 1-2 proc. Oznacza to, że eksporterzy radzą sobie dobrze.

Na szczęście, portugalski system bankowy nie doświadcza takich trudności, jak w Hiszpanii. W naszym przypadku mówimy o brakach kapitałowych rzędu 3-4 mld euro, w porównaniu do około 100 mld euro w Hiszpanii. Nasz bank na przykład poradził sobie już z wyzwaniem podniesienia kapitału samodzielnie – bez pomocy rządu. Zrobiliśmy to jako pierwsi i na razie jedyni, mamy kapitały własne Core Tier 1 na poziomie 11 proc.

W Europie coraz głośniej słychać obawy, że radykalne oszczędności oddalają kontynent od powrotu na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Czy zgadza się Pan z tą opinią?

Cięcia prowadzone w bardzo krótkim czasie wywołują również  silną recesją. Mogą wręcz prowadzić do sytuacji, w której bezrobocie rośnie tak szybko, że nie można zbilansować budżetu z uwagi na spadające dochody podatkowe. Poza tym reformy prowadzące do wzrostu konkurencyjności dają efekty dopiero po pewnym czasie.

Dlatego coraz więcej osób sądzi, że cięcia wydatków powinny być podejmowane stopniowo – zwłaszcza, że obecnie większość krajów europejskich starają się zrównoważyć swoje budżety. Ale cięcia w Portugalii i tak muszą być przeprowadzone – mimo, że w odróżnieniu od Grecji nam pomaga eksport.

Myśli Pan, że rynki finansowe zgodzą  się na zamienienie szokowych terapii stopniowymi zmianami?

To zależy. Jeśli wolniejsze zmiany oznaczają mniejszą  recesję i większy wzrost PKB w przyszłości – to powinno być akceptowane. Żadne państwo nie jest w stanie spłacać  długów, jeżeli gospodarka będzie się kurczyć. Nie możemy zapominać, że wiele gospodarek europejskich – w tym Niemcy – w ogóle nie rośnie. Oczywiście łatwo powiedzieć – „stopniowe reformy". Ale nie sposób dalej wydawać pieniędzy, które do nas nie należą. Trudno znaleźć równowagę między oszczędnościami, a wzrostem.

Dlaczego jeden peryferyjny kraj Unii Europejskiej – taki jak Portugalia – radzi sobie jakoś z kryzysem, a inny – Grecja – popada w chaos?

Mamy szczególne stosunki z innymi częściami świata, których nie mają Hiszpania, Włochy, a na pewno – Grecja. Brazylia była naszą kolonią, podobnie jak wiele krajów w Afryce. Większość największych portugalskich firm posiada spółki w Afryce i Ameryce Łacińskiej. To ogromna pomoc dla nich i dla gospodarki.

Weźmy chociażby pod uwagę ostatnią prywatyzację  EDP Energias de Portugal, w którą jako BESI byliśmy zaangażowani. Proces przebiegł bardzo dobrze, mimo że kraj jest objęty programem pomocowym. Kupcy zgłaszali się nie z uwagi na sam portugalski rynek, ale ze względu na inwestycje koncernu w Afryce, Ameryce Południowej, a nawet w USA. Silna pozycja na rynkach rozwijających się nie chroni nas jednak przed poważnymi kłopotami, w jakie może popaść Europa, jeśli Grecy nie znajdą w końcu pomysłu na zarządzanie swoim krajem.

Jak oceniacie swoją obecność w Polsce?

Jest to bardzo dobry rynek. Dokonaliście olbrzymiej ewolucji – nie przeszkodził wam nawet globalny kryzys lat 2008/2009. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej obecności w obszarze bankowości inwestycyjnej. Doradzaliśmy w kilku dużych  transakcjach prywatyzacyjnych, rośnie nasz udział w obrotach akcjami na GPW, bywają dni, kiedy jesteśmy nawet numerem jeden obrotów. Polska staje się już rynkiem dojrzałym. Wierzymy, że zagraniczne firmy będą bardziej aktywne w waszym kraju, a polskie podmioty będą wychodzić na obce rynki. Chcemy w tym pomagać. Wierzymy, że to nieuchronny proces.

Grupa BES to jednak nie tylko bank inwestycyjny, ale także biznes detaliczny I korporacyjny. Czy w przyszłości myślicie o zaistnieniu na tym polu także w Polsce?

Byliśmy już jednym z głównych akcjonariuszy Kredyt Banku, udało się nam nasze udziały sprzedaż z zyskiem 10 lat temu. Wchodząc na większość nowych rynków chcemy przede wszystkim zaistnieć w usługach bankowości inwestycyjnej, private bankingu czy asset management. W biznes detaliczny zainwestowaliśmy jak dotąd w Hiszpanii, Angoli, Mozambiku, Wenezueli planujemy podobny ruch w Republice Południowej Afryki. To co wyróżnia te rynki to obecność dużych portugalskich społeczności. Nie znajdziemy ich w Polce. Poza tym biznes detaliczny jest poza naszym zasięgiem. Aby go rozwijać, potrzebne są olbrzymie kapitały. M y tymczasem nie chcieliśmy stracić kontroli nad spółką, rozmycia udziałów. To, co możemy w przyszłości zaoferować, to obsługa korporacji, m.in. w zakresie finansowania eksporterów.

Widzimy zresztą, że lokalny sektor bankowy jest bardzo konkurencyjny, większość właścicieli mniejszych instytucji (1-3 proc. udziałów w rynku) rozważają sprzedaż oddziałów, ponieważ nie osiągnęły masy krytycznej. Próbował zresztą inny portugalski bank – BCP, szukając nabywcy na Millennium. Największą transakcją ostatnich miesięcy jest zakup BZ WBK i Kredyt Banku przez hiszpański Santander. Kosztem 3 mld euro wydanych na zakup BZ WBK  pozyskali 11 proc. rynku.

Czy Emilio Botin, szef Santandera, miał rację wchodząc tak agresywnie na nasz rynek?

Santander ma inne podejście, niż my. BES jest rodzinnym biznesem istniejącym od 150 lat, nie chcemy rozwadniać  naszego udziału, aby finansować akwizycje na siłę. Według mnie dobrze, że Santander szuka nowych rynków. Dzięki temu nie odczuwa tak mocno problemów samej Hiszpanii.

Skoro zamierzacie specjalizować  się w bankowości inwestycyjnej, kiedy zobaczymy portugalskie Jeronimo Martins na warszawskiej giełdzie?

Oczywiście jako duży portugalski bank mamy z Jeronimo Martins dobre relacje i wiemy, że to wymagający partner do rozmów. Spółka postawiła sprawę jasno – będzie chciała zadebiutować na GPW jeżeli będzie potrzebować pieniędzy w tym regonie. Sądzimy, że ten moment prędzej czy później nastąpi, szczególnie, że Jeronimo Martins ma już większe zyski z operacji w Polsce, niż w Portugalii.

Obecnie sieć inwestuje w Kolumbii, przymierza się także do Ukrainy. Zdają sobie sprawę, że ten kraj to wielki rynek zbytu. Kiedyś będą potrzebowali pieniędzy. I będą wiedzieć, że pozyskać je mogą od polskich inwestorów.

Skoro przyciągnęliście Chińczyków do Portugalii, może spróbujecie też w Polsce?

Zdecydowanie mamy dobrą pozycję, aby pokazać im możliwości waszego rynku. Nasze doświadczenie jest unikalne. Three Gorges musiało pokonać niemiecki E. ON aby wygrać wyścig o EDP, co nie było łatwym zadaniem. Grupa BES współpracuje też China Development Bank. Ale pamiętajmy, że Chińczycy są bardziej ostrożni, niż my tu w Europie, muszą nabrać zaufania. Prawdopodobnie pojawią się w Polsce, ale potrzeba im czasu.

Co może ich zainteresować?

Sektor energetyczny, infrastruktura, telekomunikacja, surowce – m.in. szykowane na sprzedaż kopalnie węgla.

Wspomniał Pan już,  że udało się wam pozyskać kapitał z giełdy. Musieliście jednak zaakceptować przy tym niską cenę emisyjną. Większość banków będzie w niedalekiej przyszłości szukać  finansowania na rynkach, ale przy tak ciężkich czasach nie każdemu się uda. Czy może to doprowadzić do ograniczenia akcji kredytowej?

Regulatorzy wciąż zaostrzają wymogi wobec banków. To moim zdaniem ogromny błąd. Kilka lat temu wymagany współczynnik adekwatności kapitałowej Tier 1 sięgał 4-5 proc., teraz będzie to jakieś 10-11 proc. Jest więc dużo banków szukających wzmocnienia. Wiele skorzysta pewnie z pomocy publicznej – co z zasady nie jest dobre. Jeżeli bankom nie uda się poprawić ich sytuacji kapitałowej, zobaczymy, że podaż kredytu spadnie, co jest efektem zupełnie przeciwnym do pożądanego, bo spowalnia gospodarkę, zamiast wspierać jej wzrost.

Problemy sektora finansowego nie polegają  na znalezieniu np. 1 pkt proc. dodatkowego kapitału. Ich źródłem jest brak właściwego nadzoru. Straty banków w 2008 r. były często dwa-trzy razy wyższe niż ich całkowite kapitały. Wyższy pułap Tier 1 niczego nie rozwiąże. Obecny szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi ostrzegał już przed tym. Mam nadzieję, że jego głos zostanie wysłuchany.

CV

José Maria Espírito Santo Ricciardi jest od 2003 r. prezesem Espirito Santo Investment (BESI), inwestycyjnego ramienia portugalskiej grupy finansowej Espirito Santo, biznesu częściowo rodzinnego. BESI od lat działa na rynkach Ameryki Południowej i Afryki. W 2008 r. postawił także na rynek polski, zatrudniając w tutejszym oddziale kilkadziesiąt osób.

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę