Są już w Polsce drzwi chronione biometrycznie, przez które może przejść tylko osoba o tęczówce oka czy liniach papilarnych zapisanych w systemie kontroli dostępu. Ale w wielu firmach nie ma nawet zwykłych zamków szyfrowych otwieranych przez wprowadzenie kilku cyfr kodu. Kontrolą dostępu zajmuje się w nich mniej lub bardziej znudzony portier.
– Kto wie, czy nie lepiej czasem polegać na doświadczonych portierach niż zamkach szyfrowych. Każdy, kto zna kod, a przecież można go zdobyć w różny sposób, bez problemu dostanie się, gdzie chce – podkreśla Arkadiusz Beck, właściciel kieleckiej firmy COM-LM specjalizującej się w zabezpieczeniach technicznych budynków i pomieszczeń.
Systemy kontroli dostępu z prawdziwego zdarzenia umożliwiają identyfikację osób znajdujących się w budynku oraz ich uprawnień do przebywania w określonych pomieszczeniach czy działach. I to z uwzględnieniem czasu obowiązywania owych uprawnień, czyli w ustalonych dniach i porach doby (na ogół tylko w godzinach pracy). Dane o przemieszczaniu się są archiwizowane. Nawet po paru dniach czy tygodniach można więc sprawdzić, gdzie każdy pracownik przebywał danego dnia o określonej godzinie.
System dający tak szerokie możliwości kontrolowania ruchu w siedzibie firmy to z pewnością bardzo celowa inwestycja z punktu widzenia tych szefów, którzy wyznają zasadę, że pracowników należy ściśle nadzorować. Ale przynosi także szerzej pojęte korzyści.
– Nowoczesna kontrola dostępu pozwala zracjonalizować zarządzanie zespołami ludzkimi, sprzyja podnoszeniu wydajności pracy i przynosi wymierne oszczędności w postaci np. mniejszych wydatków na ochronę – przekonuje Arkadiusz Beck.