Ale jak zaznacza prof. Maria Drozdowicz – Bieć, która szacuje wskaźnik  dobrobytu i właśnie podała, że w lipcu obniżył się:  jeśli nie czujemy poprawy, to nie podoba nam się i źle wpływa nie  tylko na nasze nastroje, ale też na chęć robienia poważnych zakupów. Ale jak to jest z danymi przeciętnymi. Jedni zyskują, a inni tracą.

Jeśli więc  płaca kogoś nominalnie się nie zmieniła od początku 2010 roku, to realnie straciła prawie 10 proc. Jeśli jeszcze nominalnie  zmniejszono mu płacę, wartość realna zawartości portmonetki czy konta jest jeszcze niższa. Nie może więc sobie pozwolić na takie same wydatki jak dwa lata temu. Tym bardziej, że rosnące ceny surowców i energii „wymuszają" coraz wyższe opłaty.

Kilka dni temu jeden z czytelników zapytał dlaczego uważam, że wysoka inflacja zaniża wpływy z podatków pośrednich. Przecież – zauważył słusznie  - zwiększa podstawę podatku – obrót.  Tylko kłopot polega na tym, że systematyczny spadek realnych płac może w pewnym momencie skutkować zmniejszeniem obrotu.

A to może przełożyć się na niższe wpływy z VAT. Z jednej strony wysoka inflacja ciągnie w górę podatki pośrednie wynikające na z opłat za utrzymanie mieszkań, ale z drugiej powoduje, że kupujemy coraz mniej innych produktów, bo nie wystarcza nam już pieniędzy.