Okazuje się, że nie tylko wielcy operatorzy, ale także mali – fakt, że z wykorzystaniem unijnych dotacji – mogą budować sieci LTE i oferować nowoczesne usługi komórkowe.
Rzecz nie tylko w adekwatnym cenowo do możliwości operatorów sprzęcie telekomunikacyjnym, ale przede wszystkim w dopasowaniu go do częstotliwości radiowych, jakimi dysponują mali przedsiębiorcy. Zakresu 1800 MHz, na którym dostarcza Internet LTE grupa Solorza, nie ma żaden z nich. Zakresem 3,6–3,8 MHz dysponuje bardzo wielu rynkowych graczy. Mniejszych i większych.
Na rynku ogólnopolskim – w przeciwieństwie do czterech dużych sieci komórkowych – mniejsi konkurenci nie zdziałają wiele. Na rynkach lokalnych – wręcz przeciwnie.
Przystępność i elastyczność technologii telekomunikacyjnej to – w mniejszym lub większym stopniu – korzyść dla wszystkich: operatorzy kupują sprzęt z długich serii po niższych cenach, dostępny jest on dla większej liczby z nich, co wzmacnia konkurencję i obniża ceny usług. Jeżeli zachowana jest podstawowa równowaga między popytem, podażą i ceną, to rynek się kręci.
Na razie mniejsze sieci inwestują w LTE dzięki publicznym dotacjom, co winno podlegać drobiazgowemu nadzorowi. Subwencje mogą być konieczne, gdzie nie opłaca się inwestować, ale mogą także wypaczać wolny rynek.