Efektywność inwestycji otwartych funduszy emerytalnych w ubiegłym roku była przeszło czterokrotnie wyższa niż waloryzacja składek przyszłych emerytów wpłaconych do ZUS. W sumie w 13-letniej historii wyścigu na efektywność między ZUS-em a OFE, coraz bardziej zdecydowanie wygrywają te ostatnie.
Oczywiście ta konkurencja jest umowna. OFE, by zarobić pieniądze, muszą je dobrze zainwestować. ZUS do nieistniejących pieniędzy wpłaconych przez emerytów dodaje równie nierealną waloryzację. Ale pamiętajmy, że to nie tylko pieniądze w ZUS są obietnicą państwa. Prawie połowa środków w OFE to obligacje skarbowe, a więc to też jest tylko zobowiązanie budżetu.
Tak naprawdę z korzyścią dla gospodarki oraz dla wysokości przyszłych świadczeń pracuje tylko nieco ponad 1/10 pieniędzy przyszłych emerytów. Reszta to tylko obietnice polityków. Dziś – dość wiarygodne, ale poczekajmy aż na poważnie pogorszy się koniunktura i stan finansów publicznych...
Podstawowym więc celem powinno być zmuszenie OFE do jeszcze śmielszego inwestowania w gospodarkę, a nie w papiery skarbowe. Trzeba zwiększyć limit inwestycji giełdowych. Rzecz jasna narazi to ciułaczy na wysokie ryzyko gospodarcze. Jednak z punktu widzenia emerytów te niepowodzenia są nie tylko okresowe, ale i pozorne. W 2008 roku OFE straciły prawie 15 proc. zarządzanych środków. Gdyby miały więcej akcji, wykazałyby jeszcze wyższe straty. Choć to jest nierzeczywisty wynik. Tak naprawdę trzeba bowiem uwzględniać nie tylko te 14,3 proc. strat, ale i 16,3 proc. waloryzacji ZUS. W sumie więc w tamtym roku – najgorszym w historii OFE – emeryci i tak byli na plusie.
To duża szansa i dla gospodarki, i dla przyszłych emerytów. Więcej pieniędzy „emerytalnych" na giełdzie to większa szansa na stabilizację kursów, więcej pieniędzy dla firm i wyższe emerytury. To strategia zakładająca, że oszczędzamy z myślą o następnych latach. Niestety, dziś mocniej słychać głosy zastanawiające się nad likwidacją OFE niż nad zwiększeniem ich roli w gospodarce. I to jest sposób rozumowania nieodpowiedzialnych polityków, których horyzont myślenia nie przekracza daty najbliższych wyborów.