To grono, które decyduje o poziomie stóp procentowych. A ponieważ niby słucha ich wyłącznie rynek finansowy, więc wskazać ich palcem – ku uciesze gawiedzi – łatwo. Telewizyjna masowa widownia i tak nie zrozumie, co to są oczekiwania inflacyjne. Można więc bezkarnie ich atakować.
Już raz niemal całą winą za niski wzrost produktu krajowego brutto w III kwartale ubiegłego roku minister-polityk Jacek Rostowski obarczył RPP i jej podwyżkę stóp. Zrobił to z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Decyzje Rady mają bowiem kilkukwartalne opóźnienie. Merytorycznie więc przestrzelił.
Szkoda, że ministra tak wciągnęła polityka, bo traci szanse na wskazanie prawdziwych błędów RPP. Jednocześnie z szacunku dla konstytucji, w której zapisano niezależność NBP, ale i w proteście przeciwko tabloidowej retoryce Rostowskiego, media i ekonomiści często traktują członków Rady jak nieomylnych mędrców. A przecież oni też błądzą i – co gorsza – także kierują się polityką.
W ubiegłym roku na gospodarkę działały równocześnie co najmniej trzy hamulce – zaciskanie fiskalne, czyli obniżanie deficytu budżetowego przez państwo, przykręcenie śruby kredytowej bankom przez Komisję Nadzoru Finansowego (co spowodowało spadek apetytu na pożyczki nawet wśród gospodarstw domowych) i relatywnie wysokie stopy procentowe. Polityka niskich stóp raczej by więc nie zaszkodziła. Rada boi się jednak, że jeśli będzie zbyt łatwo ulegać sugestiom rządu, utraci reputację wśród inwestorów. Tylko, szczerze mówiąc, czy inwestorzy jeszcze pamiętają, co to słowo znaczy?
Pod koniec stycznia GUS poda dane o stanie naszej gospodarki. Po informacjach o ponad 10-proc. spadku produkcji w grudniu wiadomo już, że cały 2012 rok zakończył się wzrostem mniejszym niż 2 proc. Czy więc minister Rostowski znów zacznie szukać winnych? Miejmy nadzieję, że nie. Powinien się raczej skupić na przekonywaniu, że potrzebny jest konkretny program przeciwdziałania zagrożeniom. A najgroźniejsze jest stopniowe wytracanie przez naszą gospodarkę szybkości. I minister, i Rada powinni się tego obawiać.