Kluczowy w tej dyskusji jest aspekt ekonomiczny, ale ponieważ toczą ją politycy, więc i ta dziedzina jest tu ważna. Chodzi zwłaszcza o dobre zaprezentowanie się wyborcom w swoim kraju. Premier Donald Tusk już zaćwierkał na Tweeterze, że ma do wykonania najważniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek przed nim stanęło.

Oczywiście wpływ funduszy unijnych na naszą gospodarkę jest nie do przecenienia. To m.in. płynące ze wspólnotowego budżetu pieniądze uratowały naszą gospodarkę przed recesją w czasie pierwszej fazy kryzysu. I to m.in. koniec inwestycji finansowanych z UE spowodował, że dziś doświadczamy głębokiego spowolnienia.

Dla Polski szczególnie ważne są środki na politykę spójności. Z nich jest współfinansowana budowa nowych dróg i autostrad, modernizacja linii kolejowych i inne wielkie inwestycje infrastrukturalne. Ta część budżetu unijnego na szczęście nie budzi wielkich kontrowersji. Prawdopodobnie dlatego, że na istnieniu polityki spójności korzystają też stare kraje UE: w budowie infrastruktury uczestniczą przede wszystkim pochodzące stamtąd firmy. Jest więc szansa, że uda się obronić ok. 300 mld zł, które chcielibyśmy dostać w ramach polityki spójności.

To zwycięstwo powinno się dobrze przysłużyć polskiej gospodarce. A jeśli rząd będzie się starał pieniądze unijne sensownie wydawać, korzyści mogą odczuć wszyscy i dadzą się one odczuć w dłuższej perspektywie. Jeśli zaś skupi się na tym, żeby wydać ich jak najwięcej i jak najszybciej, to skutki będą takie jak przy budowie autostrad, która skończyła się bankructwami wielu firm budowlanych i znikającymi miejscami pracy. A największymi wygranymi okazały się firmy produkujące i stawiające przy drogach dźwiękoszczelne ekrany