Choć ostatecznie się z niego wycofano to jednak kolejne fazy kryzysu w gospodarce zwłaszcza europejskiej pokazują, że za błędy bankowców i finansistów zazwyczaj płacą zwykli konsumenci

Furia Cypryjczyków jest najzupełniej zrozumiała. Pomysł, aby podatkiem od lokat zdobyć środki na dokapitalizowanie banków nie mógł mieć zbyt wielu zwolenników. Tym bardziej, że całej Europie teraz czkawką odbija się program ratunkowy dla banków zaaplikowany przy poprzedniej fali kryzysu z lat 2008-2009. Wiele z nich został znacjonalizowanych lub przynajmniej część udziałów  objęły poszczególne państwa, które teraz toną pod ciężarem gigantycznego zadłużenia. Jedynie Islandia miała w nosie posiadaczy lokat – chodziło głównie o Holendrów i Brytyjczyków – i pozwoliła upaść swoim największym bankom. Z dzisiejszej perspektywy  można ocenić te decyzje bardzo dobrze, ponieważ na wyspie gospodarka rośnie, kurs waluty się ustabilizował i rząd zaczyna przebąkiwać o staraniach w sprawie wejścia do Unii Europejskiej.

Sprawa Cypry to także lekcja dla UE. Pomysł opodatkowania lokat spowodował poważne turbulencje na giełdach, traciły zwłaszcza banki. Dodatkowo skoro UE wraz z MFW fundują gigantyczna kroplówkę Grecji, to czemu akurat na Cyprze narzucono tak zadziwiające warunki uzyskania nieporównywalnie mniejszej pomocy finansowej.

Czyżby chodziło o te niemal mityczne zasoby rosyjskich pieniędzy w cypryjskich bankach? Jeśli ktoś chciał się do nich dobrać to powinien zrobić to jednak bardziej finezyjnie.