Sprzedaż wyjazdów rośnie, zwłaszcza u dużych touroperatorów, bo wydają się oni – najczęściej słusznie – znacznie bezpieczniejsi jako organizatorzy wycieczek. Dysponują większymi zabezpieczeniami, mają większe doświadczenie – w końcu musiały być powody, dla których rozwinęli się bardziej niż ich konkurenci.
Coraz popularniejsza jest też sprzedaż wyjazdów tzw. first minute, czyli z dużym wyprzedzeniem. Biura promują tę formę, dając hojne zniżki, bo chcą przyzwyczaić klientów do wcześniejszego rezerwowania i kupowania wycieczek, co pozwala im samym rozsądniej planować działalność. Powoli w niepamięć odchodzi oferta „na ostatnią chwilę", kiedy biura podróży w popłochu i pośpiechu, często ze stratą, wyprzedawały zarezerwowane miejsca w hotelach i fotele w samolotach, żeby odzyskać chociaż część pieniędzy, jakie wcześniej czy później będą musiały zapłacić partnerom.
Przed wakacjami warto zrobić wszystko, aby być mądrym przed potencjalną szkodą, a nie po niej. Kiedy jakaś oferta niedużego i mało znanego touroperatora jest łatwo dostępna, przy tym jej cena jest superatrakcyjna, to powinno wywoływać zdumienie, a nie zachwyt i bodziec do wyciągania portfela. Bo to może oznaczać, że touroperator ma kłopoty i chce jak najszybciej ściągnąć pieniądze z rynku, by regulować nimi kolejne zobowiązania.
Jedno jest oczywiste: tanio już było. Teraz jeśli chcemy przeżyć wakacje stulecia, to przede wszystkim zróbmy wszystko, by były bezpieczne. O ich atrakcyjność zatroszczy się organizator, który mimo szybkiej konsolidacji rynku musi dbać o klientów.