Reklama

Frank szwajcarski nie zegarek – chodzi nieregularnie

Toczy się obecnie dyskusja na temat kredytów hipotecznych zaciągniętych we frankach szwajcarskich.

Publikacja: 03.10.2013 04:18

Niby nie ma problemu: spłacane są dobrze, lepiej nawet niż złotowe. Do banków też nie można się jakoś przyczepić, bo ostrzegały o ryzyku kursowym,  a od 2007 r. brały nawet potwierdzenie na piśmie. Z drugiej jednak strony zadłużenie wyrażone w złotych jest wyższe mimo kilku lat spłaty.

Wszystko to za przyczyną dużego wzrostu kursu franka. Wydaje się, że to jasne, tzn. złoty się osłabił i wartość kredytu w nim wyrażona znacznie wzrosła. I tu uruchamia się swoiste  mieszanie czasu przeszłego z teraźniejszym. Przecież banki kupowały franka po niskim kursie, nawet ok. 2 zł, a teraz wynosi on 3,50. Czyli jeśli otrzymują raty przeliczane po nowym kursie, a kupowały po starym, to znaczy, że różnica, nawet do 1,5 zł za 1 franka, stanowi zysk. Dlaczego zatem nie podzielą się tym z kredytobiorcami?

Rzecz jednak w tym, że frank dla banków „drożał" tak samo jak dla klientów. Wynika to z faktu, że bilans banku w Polsce jest prowadzony w walucie krajowej. Przejawiało się to we wzroście zarówno aktywów, w których był kredyt walutowy, jak i odpowiednim wzroście zobowiązań. Czyli w wyrażeniu złotowym bankom rosły należności z tytułu udzielonych kredytów frankowych wraz z każdym wzrostem kursu waluty.

I gdyby pożyczały kiedyś przy starym kursie swoje pieniądze to cały przychód z różnic kursowych stanowiłby czysty zysk. Ale banki pożyczały nie swoje franki, tylko cudze, czyli deponentów, innych banków, nabywców walutowych papierów dłużnych – słowem zaciągnęły zobowiązania po to, aby udzielić kredytów. I te zobowiązania rosły z powodu wzrostu kursu walutowego o tą samą wartość co należności, czyli aktywa.

Jeszcze prościej można by to wytłumaczyć, gdyby bilanse były prowadzone w walutach obcych. Klient kredytobiorca wpłaca ratę 100 franków, które  pojawiają się w przychodach banku. O tą wartość spadają należności. Ta suma wypłacana jest innemu klientowi, który akurat wycofuje lokatę frankową. Zobowiązania w bilansie maleją o tę kwotę. Nie ma miejsca, gdzie frank stykałby się ze złotym.

Reklama
Reklama

Ale i w tym przypadku „na wejściu" kredytobiorca, aby zapłacić ratę, musiałby nabyć franki po aktualnym kursie. Nie ma tu miejsca na żadne ekstra zyski z powodu zmian kursowych. I taki w przybliżeniu jest przepływ waluty w polskim banku, ale księgowo-bilansowy zapis tego, czyli „bilansowe przejście przez złotego",  może robić wrażenie nadzwyczajnych zysków z różnic kursowych.

Dla ekonomisty zatem teza, że historyczny („stary") kurs waluty  jest dany na zawsze, to takie samo uproszczenie jak dla astronoma twierdzenie, że ziemia kręci się ze wschodu na zachód, bo tam wstaje słońce.

- Mieczysław Groszek, wiceprezes Związku Banków Polskich; tekst wyraża poglądy autora a nie instytucji, w której pracuje.

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama