Potrzebna jest nowa twarz, a nie nowa polityka. Najważniejszym problem gospodarczym Polski są zbyt wysokie wydatki państwa w stosunku do jego dochodów i narastający z tego powodu dług publiczny. Ale premier Tusk oraz ustępujący minister Rostowski nie chcieli w żaden sposób ograniczać kosztownych przywilejów różnych grup społecznych i zawodowych. Rząd nie życzył sobie głośnych protestów. Jego metodą na zmniejszenie deficytu i ograniczanie długu miał być wzrost gospodarczy, który powoduje pozorne zmniejszenie długu publicznego (liczonego względem PKB) i powiększenie dochodów państwa. Jednak żeby móc realizować ten plan, trzeba ograbić Polaków z ich oszczędności zbieranych w funduszach emerytalnych. To nie przypadek, że w przeddzień rekonstrukcji rząd zatwierdził koncepcję złupienia OFE. To najlepszy dowód na to, że plan wymyślony przez ministra Rostowskiego nie zostanie zmieniony. Kto zresztą miałby to zrobić? Mateusz Szczurek pełnym dobrych chęci. Tyle że brak mu zaplecza politycznego, które popierałoby najbardziej choćby wątły program ograniczenia kosztownych przywilejów. Jego zadanie sprowadzać się więc będzie do roli księgowego, skutecznie zbierającego podatkowe owoce pracy innych ministrów.
Dymisja Jacka Rostowskiego może nieco poprawić nastroje w rządzie, popsute jego sporami z niektórymi ministrami. Zniknie twarz nielubiana przez znaczną część społeczeństwa. Możliwe też, że pod nowym kierownictwem resort finansów będzie bardziej otwarty na zmiany poprawiające warunki prowadzenia biznesu. Wszystko to jednak tylko kosmetyka.
Najważniejsze role wyznaczono innym ministrom. Jeżeli Maciejowi Grabowskiemu uda się ożywić wydobycie gazu łupkowego, będzie to oznaczać szansę dla gospodarki (jak w USA). Nadzieję daje również bardzo sprawna minister Elżbieta Bieńkowska. Minister Szczurek takich ambitnych zadań nie ma. Nie po to go zresztą Jacek Rostowski rekomendował na swego następcę. Nowy minister ma – według jego recepty – wprowadzać kolejne etapy grabienia naszych oszczędności w funduszach emerytalnych.