Żeby zniszczyć OFE, rząd doprowadził do uchwalenia ustawy rozmontowującej obecny system emerytalny. Dodatkowo, aby Polacy nie mieli wątpliwości, że pozbawienie ich 150 mld zł odłożonych tam na starość oszczędności jest działaniem słusznym, wcześniej premier, jego minister finansów i wielu polityków rządzącej Platformy Obywatelskiej intensywnie starali się zohydzić fundusze. W tym celu przekonywali, że wyniki inwestycji OFE są bardzo złe, a ich zyski – osiągane kosztem przyszłych emerytów – zdecydowanie za wysokie, żeby nie użyć mocniejszych określeń.
Jednak ta ohydna natura OFE najwyraźniej nie przeszkadza rządowi w planowaniu, że zainwestują one 7–10 mld zł z tego, co im jeszcze pozostanie w zarządzaniu, w realizację Narodowego Planu Szerokopasmowego. Taka kwota to 5–7 proc. aktywów funduszy po „reformie" premiera Tuska. Dużo, a co za tym idzie – dość ryzykownie dla potencjalnych inwestorów. Żeby ich zachęcić do podjęcia takiego ryzyka, należałoby słono zapłacić za wyłożone pieniądze. Co oczywiście zwiększy koszty cywilizacyjnego postępu.
Ale może rząd ma bardziej wyrafinowany plan i planuje wciągnąć OFE w jakąś pułapkę po to, by na przykładzie ich ryzykownych poczynań pokazać, że należy je całkiem zlikwidować? W tej sytuacji na miejscu zarządzających funduszami byłbym ostrożny w robieniu interesów z władzą.