Ostatnie tygodnie dostarczyły kolejnego dotkliwego przykładu z tej sfery, czyli zejścia przeżywającego olbrzymie kłopoty Polimexu z budowy odcinków autostrad A1 i A4.
Dlaczego zatem wykonawcy pchają się do budowy dróg w Polsce? Przecież nie są biznesowymi samobójcami, chociaż nie ma co ukrywać, że w poprzedniej odsłonie programu dróg podstawowe błędy popełniły zarządy niektórych firm, które nie potrafiły doszacować ryzyka wiążącego się z kontraktami. Natomiast jest kilka rzeczy, które niewątpliwie kuszą wykonawców polskich, europejskich czy pozaeuropejskich. Przede wszystkim Europa nie narzeka na nadmiar realizowanych w tej chwili przedsięwzięć infrastrukturalnych. Jesteśmy naprawdę sporym placem budowy i dlatego branża zwraca na Polskę baczną uwagę. Kolejna sprawa – GDKKiA zaczęła dzielić budowane drogi na stosunkowo krótkie odcinki. Mogą sobie z nimi poradzić firmy niebędące gigantami. Inna rzecz, czy nie podnosi to per saldo kosztów budowy tras, gdyż każda z tych firm musi zorganizować m.in. własny plac budowy czy jego zaplecze.
Dla wykonawców jest też niezwykle istotne to, że GDKKiA zaczęła traktować ich nieco bardziej elastycznie. Optymalizacja projektów budowlanych, sprawniejszy system rozliczeń – to wszystko zaczęło jako tako działać. Nie zwalnia to jednak dyrekcji dróg z podstawowej zasady szczegółowej weryfikacji potencjału i wiarogodności finansowej firm budowlanych. Żeby nie powtórzyła się historia z ostatni lat – złapać kontrakt, a potem jakoś to będzie.