Spółki dzielące się wyłącznie pozytywnymi, tendencyjnie dobranymi informacjami, które w zamierzeniu ekspertów ds. komunikacji mają budować ich dobry wizerunek, często go tylko psują.
(Czytelników, których do kliknięcia skłoniło słowo „złoto" w tytule, proszę o cierpliwość – o tym kruszcu za chwilę będzie).
Ta refleksja nachodzi mnie zazwyczaj, gdy – co na szczęście zdarza się bardzo rzadko - otrzymuję zautoryzowany wywiad, z którego wykreślone zostały wszystkie wypowiedzi świadczące o tym, że jego bohaterem jest żywy człowiek. Zostaje marketingowy bełkot, który trąciłby fałszem nawet gdyby był prawdziwy. Taki wywiad, gdyby ukazał się w druku, zostałby potraktowany przez czytelników jako nachalna reklama, która drażni, a nie informuje.
Na tej samej zasadzie, wiarygodności spółek szkodzić mogą „przesłodzone" komunikaty. Taki jak ten, który we wtorek opublikowała jedna z polskich firm zajmujących się sprzedażą inwestycyjnych metali szlachetnych w postaci sztabek i monet kolekcjonerskich.
Spółka oświadczyła, powołując się na wtorkowy raport World Gold Council, że w 2013 r. popyt na „fizyczne złoto inwestycyjne" osiągnął rekordowe 1654 tony. Popyt na sztabki skoczył o 32 proc., a na monety bulionowe o 33 proc. Jednocześnie najbardziej od 1997 r., do 2210 ton, wzrosło zapotrzebowanie na złoto jubilerskie. W efekcie całkowity popyt na „rynkach konsumenckich" skoczył o 21 proc., do 3864 ton, głównie za sprawą zainteresowania kruszcem w Chinach i Indiach.