Reklama
Rozwiń

Pierwszy podmuch demograficznego tsunami

GUS opublikował parę dni temu wstrząsający raport, a w mediach cisza. Ale przestało mnie to dziwić. Polakom serwuje się ogłupiające seriale o mamie Madzi lub Tadzia, wszystko jedno, albo dywagacje o tym, czy celebryta znany z tego, że jest znany, rozstał się z innym celebrytą.

Publikacja: 14.06.2014 08:48

Pierwszy podmuch demograficznego tsunami

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Ale wróćmy do raportu GUS, który opisuje stan ludności Polski na koniec 2013 roku. W minionym roku ubyło 38 tys. Polaków i stan ludności wynosi 38 mln ?496 tys. Liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń o 18 tys., z kraju uciekło kolejne 32 tys. Polaków, a przyjechało 12 tys.

Po raz kolejny, ale znacznie bardziej niż poprzednio, spadła liczba osób w wieku produkcyjnym. Ich udział w populacji ogółem wynosi już tylko 63,4 proc. Maksimum osiągnęliśmy w 2009 roku – wtedy było 64,5 proc.

Ale silne spadki dopiero nadchodzą, bo liczne pokolenia poczęte zaraz po wojnie wybierają się właśnie na zasłużoną emeryturę.

Średnie dane dla całego kraju ukrywają to, co dzieje się w poszczególnych województwach i miastach. Najwyższy szacunek i poważanie należy się mieszkańcom Wielkopolski (o 4,3 tys. więcej urodzeń niż zgonów), Małopolski (+4 tys.) i Pomorskiego (+3,9 tys.). Za to mamy katastrofę w Łódzkiem (-8,8 tys.), Śląskiem (-6,3 tys.), Dolnośląskiem, Opolskiem, Świętokrzyskiem i Lubelskiem.

Dane GUS o migracjach wewnętrznych pokazują, że w Polsce prawdopodobnie powstaje jedna potężna aglomeracja – Warszawa, i cztery mniejsze centra skupiające ludzi: Kraków, Poznań, Trójmiasto i Wrocław.

W 2013 roku do Warszawy i okolic przeniosło się 18 tys. osób z innych regionów Polski. Do Krakowa przeniosło się prawie 5 tys. osób, do okolic Poznania 6 tys., ale z Poznania ubyło 2,6 tys., do Wrocławia i okolic około ?5 tys., do Trójmiasta nieco ponad 4 tys. (wielkości netto).

Najwięcej osób uciekło z Lubelskiego (-5 tys.) i Śląskiego (-4 tys.), a większość innych województw też odnotowała niewielki odpływ netto, szczególnie w tzw. Polsce B, ale nawet tam widać odpływ ludności z mniejszych miejscowości do największych miast w regionie, czego przykładem mogą być Rzeszów czy Białystok.

Trzeba pamiętać, że to dopiero początek. To pierwszy, delikatny podmuch nadciągającego demograficznego tsunami. Już za dekadę Polaków będzie ubywało w tempie ponad 100 tys. rocznie, a za dwie dekady 200 tys. rocznie.

Ten dramatyczny spadek popytu z powodu wymierania ludzi uderzy w małe miasta i jeszcze bardziej przyspieszy migrację do dużych miast, bo tylko tam będzie dość duży rynek umożliwiający utrzymanie się lokalnych firm, tylko tam będą miejsca pracy.

Jedyną skuteczną strategią, która pomoże Polsce przetrwać demograficzne tsunami, jest gwałtowna, globalna ekspansja polskich firm. Bo w warunkach spadającego popytu w Polsce, aby się rozwijać, trzeba szukać popytu za granicą. Jeżeli jakiś marszałek lub prezydent ma u siebie firmy, które zdobywają zagraniczne rynki, to powinien dbać o nie jak o największe narodowe dobro!

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: MONozakupy, czyli dajmy sobie szansę
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Zadziwiająca historia gospodarcza Rumunii
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Nie strzelajcie do flipperów
Opinie Ekonomiczne
Aleksandra Ptak-Iglewska: Wraca dramat błonicy. Pora uzależnić 800+ od szczepień
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Stara bida i bankowy chłopiec do bicia
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń