To powinno nauczyć ich poszanowania pieniędzy podatnika. Karty jawią się bowiem jako symbol totalnej swobody w wydawaniu pieniędzy – bez zasad, limitów i ograniczeń. Nie wypowiadając się co do potrzeby reedukacji naszych elit politycznych, warto zdemitologizować karty płatnicze (kredytowe i debetowe) jako instrument totalnej swobody i symbol nieodpowiedzialności w wydawaniu pieniędzy.
Zacznijmy od abecadła instrumentów płatniczych. Rozróżniamy trzy podstawowe: gotówka, przelew i właśnie karta płatnicza. Gotówka pozwala dobrze kontrolować skutki finansowe transakcji. Po pierwsze, musi być w portfelu, aby można było zapłacić, a płacąc za towar lub usługę, bardzo wyraźnie widzimy, ile ubyło, a ile zostało. Przelew ma również wymiar fizyczności. Musimy wypełnić druk, wskazać pokrycie na rachunku, wpisać kwotę, podpisać i zlecić do wykonania. Pełna kontrola procesu. Niewiele w tym schemacie się zmienia, jeśli dokonujemy przelewu w bankowości elektronicznej. Też musimy „wejść" na swoje konto, sprawdzić saldo, wypełnić e-dokument i kliknąć. To prostsze i wygodniejsze niż papierowy przelew, ale kontrola strumienia pieniężnego jest pełna. Po operacji widzimy to samo, co w transakcji gotówkowej: że mamy mniej niż przed operacją.
Co innego w przypadku kart płatniczych. Podajemy plastik, wpisujemy PIN (a w przypadku kart zbliżeniowych nawet bez tego) i rachunek jest zapłacony. Nie widzimy ruchu pieniądza – ani tego fizycznego, ani w postaci zapisów na koncie. Stąd często wrażenie, głównie u tych, którzy sami nie posługują się kartami, że to jest inny typ pieniądza. Wystarczy mieć kartę, a strumień pieniężny płynie w dowolnym natężeniu na dowolny cel. Mogą być ośmiorniczki, wina za 320 zł albo nawet cielęce policzki. Dla tego typu obserwatorów karta staje się symbolem nieograniczonych możliwości konsumpcyjnych przypisywanych elitom. A najprostszą restrykcją, jeśli trzeba ją wprowadzić, jest zabranie karty.
Tymczasem płatność kartą to jest tylko inna, dodajmy: znacznie wygodniejsza, ale tylko technika regulowania należności. Nie różni się co do istoty od wspomnianych wcześniej instrumentów płatniczych, czyli gotówki czy przelewu. Wszystkie one związane są bezpośrednio lub pośrednio z rachunkiem bankowym, bo tu jest zasób pieniądza płatniczego. W każdym takim przypadku w warunkach rachunku określone są zasady, ile można wydać. Zwykle „do wysokości salda", a jeśli powyżej, to określone jest jako limit kredytowy dla karty lub kredyt w rachunku bieżącym, w obu przypadkach precyzyjnie określony kwotowo. A co do szczegółowego przeznaczenia tych środków, którymi można dysponować obojętnie jakim instrumentem, decyduje nie instrument, lecz właściciel rachunku, ustalając reguły, np. jednorazowe lub miesięczne limity, rodzaje wydatków, sposób i terminy dokumentowania rozliczenia itp.
Tak więc zabranie prominentom kart, którymi realizują m.in. wydatki z funduszu reprezentacyjnego, może ucieszy populistów, ale nie uzdrowi zasad życia politycznego.