Wojna to kosztowne przedsięwzięcie, a jej skutki często są dużym ciężarem dla zaangażowanych w nią gospodarek. Koszty broni, amunicji, żołdu, świadczeń dla weteranów, odbudowy zniszczonych terenów to nie wszystko. Zdarza się, że wojna uderza w podstawy dotychczasowego ładu gospodarczego. Mizeria ekonomiczna PRL oraz innych demoludów była wszak w ogromnym stopniu wynikiem obłędnych przygotowań sowieckich strategów do III wojny światowej, a osławiona hiperinflacja w Niemczech w latach 20. XX wieku to echo rozpoczętej w czasie I wojny światowej polityki szalonego drukowania pieniądza przez szefa Reichsbanku Rudolpha Havensteina.
Ale nie zawsze tak jest. Wojna jest też świetnym impulsem stymulacyjnym dla państw neutralnych, przyglądających się konfliktowi z boku, a zarazem hojnie zaopatrujących walczące strony (Szwecja, Szwajcaria i Argentyna w obu wojnach światowych), lub zaangażowanych w konflikt, ale w taki sposób, że nie powoduje on zniszczeń w kraju. Obie wojny światowe były czasem niewiarygodnej prosperity dla amerykańskiego przemysłu, a USA stały się wówczas wierzycielem dużej części świata. ?I wojna światowa nazywana jest w Kraju Kwitnącej Wiśni najlepszą wojną, w jakiej brała udział Japonia, gdyż dała ona ogromny impuls gospodarce.
Konflikty stymulują gospodarkę także dzięki postępowi technicznemu. Wiele przełomowych technologii, z których korzystamy (np. internet), powstało na potrzeby wojskowych.
Nie zdołamy wyeliminować wojen, możemy jedynie sprawić, by były jak najkrótsze, jak najmniej krwawe i jak najmniej niszczące dla gospodarki.