Pan Łukasz Czernicki z Ministerstwa Finansów od jakiegoś czasu zajmuje się zawodowo regularnym ostrzeliwaniem reguł fiskalnych w Polsce. Nie jestem pewien, czy oddelegowując się do tej misji wiedział, że porusza się tekturowym pojazdem gąsienicowym po polu minowym i strzela ślepakami. Myślę, że każdy bardziej doświadczony żołnierz na jego miejscu odczuwałby z tego tytułu pewien dyskomfort. Ale pan Czernicki dzielnie pomimo tego staje w ofensywnej obronie doskonałego stanu finansów publicznych („Nie będziemy drugą Grecją", Rz. 02.10.20). Taka szarża nie może się dobrze skończyć.
Przejrzyjmy w telegraficznym skrócie główne linie rozumowania pracownika MF. Nie sposób przy tym nie zacząć od tytułu. Jasne, że nie będziemy „drugą Grecją". Nie będziemy nawet trzecią. A to dlatego, że Grecja była i jest w strefie euro. My nie. W naszej obronie nikt więc nie stanie z taka determinacją, jak działo się to w przypadku kryzysu zadłużeniowego Grecji. I warto jednak o tym pamiętać. My Grecją nie straszymy. Zwracamy tylko uwagę, na gigantyczne różnice prawno-instytucjonalne, jakie łączą się z byciem insiderem i outsiderem w strefie euro i związane z tym bezpieczeństwo fiskalne. Innymi słowy: nam wolno znacznie mniej. I to chyba dość oczywiste.
Pan Czernicki twierdzi co następuje: polityka fiskalna w Polsce wcale nie jest nadmiernie ekspansywna; brak dostosowań po stronie wydatków socjalnych w czasie pandemii jest uzasadniony, bo wspierają one kulejący popyt; inni z przyrostem długu i deficytu mają gorzej niż my; przed kryzysem mieliśmy spadek długu i nasza pozycja wyjściowa do ekspansji fiskalnej była komfortowa; nie ma się czym martwić, bo koszty obsługi długu są niskie i takie będą; a tak w ogóle wzrost długu i deficytu, to zasługa rządowych „tarcz" ratujących firmy i miejsca pracy; wyjechaliśmy z nadzwyczajnymi wydatkami anty-covidowymi poza stabilizującą regułę wydatkową, bo tak było szybciej i mogliśmy wydać więcej; w kwestii przejrzystości finansów publicznych „niczego nie ukrywamy"; zresztą inni też mają za uszami, bo dualne metodologie liczenia długu nie są polską specjalnością; z długu można wyrosnąć bez podnoszenia podatków, „co udowodniliśmy" redukując wielkość zadłużenia w relacji do PKB o ponad 8 p.p.; potrzebujemy antycyklicznej polityki fiskalnej.
Zgrabną obronę polityki fiskalnej, zapewne przez nieuwagę, główny ekonomista MF, kończy zaś stwierdzeniem, że „fiskalne reguły są potrzebne, co do tego nie ma wątpliwości". Tyle, że „elastyczne" – dorzuca jednak zaraz przytomnie.
SRW, czyli RIP
Otóż, chciałbym zapewnić wszystkich, którzy w kolejnych tekstach przedstawicieli administracji sławiących stan polskich finansów publicznych chcieliby doszukać się merytorycznych argumentów, że stabilizująca reguła wydatkowa (SRW) była antycykliczna już u swego zarania. I to za jej sprawą właśnie w okresie wysokiego wzrostu gospodarczego dynamika wydatków publicznych była pod kontrolą, a w okresie dekoniunktury mogły one rosnąć szybciej od uśrednionego wieloletniego tempa wzrostu zrealizowanego i prognozowanego PKB. Numeryczna reguła miała także moduły korygujące. W sumie w okresie obowiązywania SRW umożliwiło to spadek relacji długu do PKB (pomijając już epizod przejęcia części aktywów OFE).