Dla osoby, która dużo podróżuje przewalutowania to koszmar, nie mówiąc już o przedsiębiorcach, którym sen z oczu spędza niestabilność naszej waluty. Badania opinii publicznej wskazują wprawdzie na niewielki wzrost poparcia dla wprowadzenia euro w Polsce w porównaniu z majem 2013 r. Zwolennicy euro stanowią obecnie 32 proc. badanych, podczas gdy jego przeciwnicy – 55 proc. Wciąż jednak z poparciem dla wejścia do unii walutowej jest u nas kiepsko. Pocieszające jest tylko to, że w tegorocznych badaniach odnotowano niewielki wzrost odsetka osób spodziewających się korzystnego wpływu wprowadzenia euro w Polsce z perspektywy gospodarki i obywateli (9 proc.). Wciąż co trzeci respondent nie widzi jednak korzyści z zamiany waluty. Wyniki badań wskazują ponadto na nieznaczny spadek obaw społeczeństwa związanych z wprowadzeniem euro, w tym – co istotne – tych dotyczących potencjalnego wzrostu cen.
Tyle badania, prawda jest jednak taka, że jedyny moment, kiedy mogliśmy ubiegać się o zamianę złotego na euro mieliśmy kilka lat temu. Od tamtego czasu większość kryteriów, które powinniśmy spełnić, aby wejść do unii walutowej znajduje się poza naszym zasięgiem. Mamy wprawdzie pełnomocnika rządu i kierowaną przez niego międzyinstytucjonalną strukturę ds. przygotowań do wprowadzenia euro, która ma na celu realizację filarów strategii integracji walutowej, ale... Powiedzmy sobie szczerze, ich działania można porównać do badań teoretyków w zaciszu bibliotecznych zakamarków.
Jak inaczej bowiem określić to, że zajmują się zmianą „zasady szacowania wartości referencyjnych dla monetarnych kryteriów konwergencji nominalnej", „projektami w ramach Euro Adoption Technical Assistance Banku Światowego", czy „oceną wpływu zmian instytucjonalnych w strefie euro na polską strategię integracji walutowej"? Wszystko to teorie, praktyka należy do rządu, a ten jedyne co w dążeniu do przyjęcia euro zrobił, to wyznaczył bardzo odległą datę, która – jeśli rzeczywiście stanie się momentem pożegnania ze złotym – z pewnością będzie już udziałem innej ekipy rządzącej.
Co nam więc pozostaje? Z zazdrością patrzeć na naszych litewskich sąsiadów, którzy żegnają lita na rzecz euro. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wielu Polaków wcale rozstawać się ze złotym nie chce, ale jestem też przekonana, że szybko by się do nowych banknotów przyzwyczaili i z czasem dostrzegliby coraz więcej plusów takiej zamiany. A - jak widać na litewskim przykładzie – nasi zachodni sąsiedzi chętnie by nam w tej operacji pomogli. To z Berlina bowiem wysłano na Litwę trzy specjalne samoloty wypełnione 132 milionami banknotów. Dziś są już bezpieczne w sejfach instytucji finansowych. Kiedy znajdą się one w skarbcach banków nad Wisłą?