Rząd się nie sprawdza w roli przedsiębiorcy

Koszty wydobycia węgla wyższe od przychodów oznaczają, że górnicy zawłaszczają dochód ze sprzedaży dobra należącego do całego narodu – pisze ekspert.

Publikacja: 26.01.2015 04:36

Jeremi Mordasewicz

Jeremi Mordasewicz

Foto: Rzeczpospolita

Czterdzieści lat funkcjonowania przedsiębiorstw państwowych w Polsce i ich wyniki w czasie 25 lat transformacji oraz stan gospodarek Korei Północnej, Wenezueli czy Kuby pozwalają na stwierdzenie, że państwowa własność środków produkcji prowadzi do ogromnego marnotrawstwa, niskiej efektywności inwestycji i niskiej wydajności pracy. A w konsekwencji – do obniżenia standardu życia wszystkich. Gdyby przedsiębiorstwa państwowe były tak efektywne jak prywatne, socjalizm wygrałby z kapitalizmem, a wolny rynek i konkurencja byłyby wspomnieniem przeszłości. Ale nie są.

Roztrwoniony majątek

Obecnie mamy kolejny dowód, że politycy i urzędnicy nie sprawdzają się w roli przedsiębiorców. Zarządzanie firmami przez politycznych nominatów i nadzór urzędników nad kondycją tych przedsiębiorstw, negatywna rola związków zawodowych blokujących nawet najbardziej potrzebne i racjonalne rozwiązania, w połączeniu z trudną sytuacją na rynku i koniecznością podejmowania odważnych decyzji, prowadzą nieuchronnie do kryzysu.

Kompania Węglowa praktycznie zbankrutowała, czyli roztrwoniła powierzony jej majątek, a Katowicki Holding Węglowy stoi na skraju bankructwa. I to mimo ukrytych dotacji dla branży górniczej. Pracownicze związki, zagrzewane do walki przez część polityków, wciąż nie zgadzają się na wprowadzenie głębokich zmian niezbędnych do trwałego uzdrowienia węglowych spółek, licząc, że i tym razem podatnicy sfinansują generowane przez nie straty. Nie znaleźlibyśmy się w takim kryzysie, gdyby Kompania Węglowa i Katowicki Holding Węglowy były prywatne, tak jak Bogdanka.

Zarząd prywatnej spółki musi pogodzić oczekiwania akcjonariuszy i pracowników. Nie może dopuścić do sytuacji, w której koszty wydobycia węgla przekroczą przychody z jego sprzedaży. Wynagrodzenia muszą być powiązane z wydajnością pracy i kondycją finansową firmy. Kopalnia musi wypracować zyski pozwalające finansować niezbędne inwestycje i wypłacać akcjonariuszom dywidendę, a w okresie dobrej koniunktury musi gromadzić oszczędności, które wykorzysta w okresie spadku cen i sprzedaży.

Zarząd nie może liczyć na pobłażliwość akcjonariuszy, wśród których znajdują się fundusze emerytalne muszące dbać o interesy swoich członków. Dzięki sprawnemu nadzorowi i wyważeniu interesów pracowników i właścicieli spółki, pracownicy mają stabilne zatrudnienie, a właściciele indywidualnych kont emerytalnych otrzymują dywidendę i mogą liczyć na wyższą emeryturę.

Presja węglowego lobby

Zupełnie inne relacje panują w państwowych spółkach węglowych, w których nadzór właścicielski sprawują politycy. Zarządy tych spółek podlegają silnej presji ze strony pracowniczych związków, nie mogąc zazwyczaj liczyć na wsparcie polityków, dla których pozyskanie głosów wyborczych jest ważniejsze niż wyniki spółek. Nie powinno więc dziwić, że większość osób kierujących spółkami węglowymi, pragnąc jak najdłużej zachować stanowisko, nie ma odwagi się sprzeciwiać związkowcom.

Nie powinno również dziwić, że politycy ulegają presji węglowego lobby, skoro górnicy walczą o utrzymanie przywilejów, a pozostałe grupy zawodowe biernie się temu przyglądają, jakby nie miały świadomości, że za te przywileje płacą. Węgiel i majątek spółek węglowych są własnością wszystkich Polaków, więc wszyscy powinniśmy być zainteresowani ich efektywnością i sprawiedliwym podziałem zysku ze sprzedaży naszego węgla. Jeżeli kopalnie nie wypracowują zysku, a przynoszą straty, to znaczy, że nie dość, iż nie mamy udziału w zysku, to musimy jeszcze pokryć te straty z naszych podatków. Niestety, tylko nieliczni obywatele protestowali – przynajmniej do niedawna – przeciwko przywilejom pracowników spółek węglowych, które podnosząc koszt wydobycia węgla, doprowadziły do bankructwa kopalni.

Kolejne przywileje

Kiedy górnicy i starający się im przypodobać cyniczni politycy i dziennikarze domagają się kolejnych przywilejów w postaci zwolnienia spółek węglowych z części podatków i składek na ZUS, inne grupy zawodowe milczą. A przecież ulgi podatkowe dla jednych powodują, że wszyscy pozostali muszą zapłacić odpowiednio wyższe podatki.

Wszystkie przedsiębiorstwa, w tym również spółki węglowe, powinny płacić podatki na takich samych zasadach. Dotyczy to zarówno podatku dochodowego, jak i VAT. Podobnie wszyscy pracownicy powinni płacić według tych samych zasad podatki i składki na ubezpieczenia społeczne. W przeciwnym razie naruszamy zasady równego traktowania i uczciwej konkurencji.

Przy okazji dyskusji na temat efektywności spółek górniczych należy przypomnieć, że już obecnie dotujemy je za pośrednictwem systemu emerytalnego w skali niespotykanej w żadnym z państw. Większość pracujących Polaków, przechodząc na emeryturę, otrzyma tyle, ile wpłacili składek. Górnicy, dzięki odrębnej zasadzie ustalania wysokości emerytur, otrzymają trzy razy więcej! Jeżeli górnicy mają zachować prawo do wcześniejszej emerytury i znacznie korzystniejszego liczenia jej wysokości, to zatrudniające ich spółki powinny płacić za nich składki trzy razy wyższe niż obecnie. A skoro tego nie czynią, to znaczy, że polscy podatnicy dotują spółki górnicze w wysokości ponad 1500 zł miesięcznie na jednego górnika.

Górnicze złudzenia

Jeżeli chcemy trwale uzdrowić państwowe spółki węglowe, musimy zgodzić się na ich restrukturyzację, która będzie bolesna i spowoduje, że część osób niestety straci pracę. A następnie – na prywatyzację, ponieważ podstawową przyczyną występujących w nich patologicznych zjawisk i w efekcie małej efektywności jest brak właściwego nadzoru właścicielskiego.

Zachowanie obecnego stanu zatrudnienia i pracowniczych przywilejów w górnictwie węglowym jest niemożliwe, ponieważ koszty wydobycia węgla nie mogą być wyższe od przychodów z jego sprzedaży. Obecnie tak się właśnie dzieje, a to znaczy, że pracownicy spółek węglowych zawłaszczają dochód ze sprzedaży węgla będącego własnością całego narodu.

Niezgodne z prawdą jest twierdzenie, że polskie górnictwo znalazło się w przejściowym kryzysie ze względu na wyjątkowo niskie ceny węgla na światowym rynku i wymaga jedynie krótkotrwałego wsparcia. To raczej ceny węgla w latach 2007–2012, które pozwoliły przetrwać nieefektywnym kopalniom, należy uznać za wyjątkowo wysokie. Nie powinniśmy liczyć na znaczący wzrost cen węgla w obecnej dekadzie. To oznacza, że wszelkie działania służące naprawie sytuacji muszą być odważne.

Kopalniane absurdy

Bankructwo spółek węglowych jest także rezultatem zbyt wysokich kosztów wydobycia. W ciągu ostatnich dziesięciu lat przychody (jednostkowe, wyrażone w złotych na tonę węgla) wzrosły o 48 proc., podczas gdy koszty wzrosły dwukrotnie szybciej, aż o 97 proc. Na warunki geologiczne nie mamy wpływu, ale możemy decydować o organizacji pracy, używanym sprzęcie, uruchamianiu nowych pokładów i wygaszaniu trwale nierentownych kopalń oraz wysokości wynagrodzeń i premii. Taki był w zamyśle – jak sądzimy – plan rządu. To, co wyłania się z treści niedawno zawartych porozumień, wskazuje, że po raz kolejny problem zostaje odsunięty w czasie.

Wynagrodzenia stanowią ponad połowę całości kosztów i powinny być powiązane z wydajnością pracy i wynikami finansowymi kopalni. Trudno oczekiwać wysokiej wydajności pracy i rentowności, jeżeli ogranicza się wydobycie w kopalniach o najlepszych warunkach geologicznych, a kontynuuje w tych o warunkach najtrudniejszych, utrzymuje się nadmiernie rozbudowaną administrację i nadzór, toleruje sytuację, w której górnik pracuje efektywnie zaledwie połowę czasu spędzonego w kopalni, bo resztę pochłania mu dotarcie na stanowisko i powrót.

Stracony czas

W latach wyjątkowo dobrej koniunktury i gwałtownego wzrostu cen węgla państwowe spółki tolerowały nadmierne zatrudnienie i podnosiły wynagrodzenia. Niewiele oszczędzały i inwestowały, nie zbudowały profesjonalnych zespołów pozwalających optymalizować zakupy sprzętu i sprzedaż węgla. Politycy o tym wiedzieli, ale przymykali oczy dla świętego spokoju, mając nadzieję, że w ten sposób kupują polityczne poparcie.

Kiedy w 2013 r. koniunktura się pogorszyła, lobby węglowe się uaktywniło i zażądało ograniczenia importu węgla, aby podnieść ceny, domagało się zwolnienia z podatków i składek do ZUS oraz połączenia ze spółkami energetycznymi, aby móc przerzucić straty na podatników i odbiorców energii. A politycy, zapominając, że reprezentują ogół polskiego społeczeństwa, a nie tylko górników, na poważnie dyskutowali nad tymi absurdalnymi postulatami, zamiast wymusić naprawę państwowych spółek węglowych. W efekcie straciliśmy rok, a w tym czasie straty na sprzedaży węgla w Kompanii Węglowej przekraczały 100 mln zł miesięcznie.

Jeżeli chcemy poprawić efektywność wydobycia węgla i przestać dotować państwowe spółki węglowe, musimy je sprywatyzować, aby odebrać je politykom i przeciąć pępowinę łączącą z budżetem państwa. Powinniśmy je sprzedać prywatnym długoterminowym inwestorom dysponującym kapitałem niezbędnym do ich modernizacji, a nie wciskając je na siłę spółkom energetycznym kontrolowanym przez rząd, na co się niestety zanosi.

Autor jest doradcą zarządu Konfederacji Lewiatan, członkiemTrójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych i członkiem rady nadzorczej ZUS

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację