John Rice: W Polsce będziemy się rozwijać

To, co się pisze o spowolnieniu w Europie, nie dotyczy jej części środkowo-wschodniej – uważa wiceprezes GE John Rice.

Publikacja: 29.01.2015 05:25

John Rice: W Polsce będziemy się rozwijać

Foto: materiały prasowe

Rz: Do Warszawy przyleciał pan prosto z Davos. Jakie nastroje dziś panują wśród szefów największych światowych firm?

John Rice:

Po pierwsze, widoczne jest zaniepokojenie obecnymi niskimi cenami ropy naftowej. Ale najczęściej powtarzanym słowem był nacjonalizm ekonomiczny. Rządy wielu krajów podejmują niewłaściwe i nieskuteczne inicjatywy w przekonaniu, że w ten sposób we własnych granicach ochronią miejsca pracy. Najczęściej te działania są sprzeczne z logiką i mają efekt krótkoterminowy.

Rozumiem, że dla GE ceny ropy są kluczowe, bo jesteście dostawcą infrastruktury dla tej branży?

Globalne i narodowe koncerny naftowe i gazowe rzeczywiście ograniczyły wydatki. Dlatego też musieliśmy odpowiednio dostosować akurat tę część naszego biznesu i oceniamy, że przychody z tego źródła pozostaną na poziomie z ubiegłego roku, bądź mogą spaść o ok. 5 proc. Ale jest to również kolejne wyzwanie dla rozwiniętych technologii. Wiele z nowych projektów nadal jest realizowanych i firmy, które z takich technologii korzystają, mogą znacząco obniżyć koszty wydobycia i radzić sobie nawet wówczas, kiedy ropa jest tak tania. Są jeszcze inne dziedziny – jak branża lotnicza, transport kolejowy, produkcja energii, gdzie nasi klienci mają do wydania więcej pieniędzy. Paliwo kosztuje mniej, linie lotnicze mają lepsze wyniki, operatorzy kolei także mają więcej pieniędzy do wydania. Oznacza to, że efekt negatywny jest w dużej mierze równoważony przez pozytywy.

Jak w takim razie widzi pan dzisiaj biznes GE? Skąd przyjdą zamówienia i pieniądze?

Świat jest dzisiaj bardzo skomplikowany. To, co teraz skupia naszą uwagę, było niezauważalne rok temu. Tania ropa naftowa, ISIS, konflikt na wschodzie Ukrainy, pewnie mógłbym wymienić więcej czynników, może nie na taką skalę, ale z pewnością mających wpływ na wydarzenia w światowej gospodarce. Zapewne za rok będą to zupełnie inne problemy. Dla GE jest ważne, że jesteśmy obecni w 170 krajach i zawsze gdzieś jest koniunktura, gdzieś jej nie ma. Może Chiny i Brazylia dzisiaj rozczarowują, o Europie też nie można mówić w samych superlatywach, ale i tak zostaje 150 krajów, gdzie jesteśmy optymistami. Pokazuje to chociażby nasz wart 1,5 mld dol. kontrakt związany z wytwarzaniem energii, jaki w grudniu podpisaliśmy z Egiptem. W styczniu 2014 r. nawet o nim nie myśleliśmy, pomysł pojawił się w trakcie spotkania afrykańskich prezydentów w Waszyngtonie w sierpniu 2014. Po trzech miesiącach pomysł zmienił się w konkret.

GE jest jednym z największych inwestorów zagranicznych w Rosji. Jak bardzo cierpi wasz biznes z powodu tego konfliktu?

Przestrzegamy wszystkich sankcji nałożonych na Rosję i muszą to rozumieć także nasi rosyjscy partnerzy. Z drugiej strony musimy chronić nasze partnerstwo z rosyjskimi firmami wypracowane przez 20 lat obecności w tym kraju. Więc przy przestrzeganiu wszelkich ograniczeń w kontaktach biznesowych z Rosją, w ramach obowiązującego prawa, utrzymujemy kontakty z naszymi klientami. Liczymy się jednak z tym, że nasz biznes się skurczy, także z powodu dewaluacji rubla i zapowiadanej recesji.

Były prezydent Polski Lech Wałęsa powiedział 25 lat temu, że potrzebuje amerykańskich generałów – General Motors i General Electric. GM ma fabrykę w Gliwicach, a GE zatrudnia w naszym kraju ponad 10 tys. osób. Jakie są wasze plany dla polskiej części koncernu?

Polska to dzisiaj doskonałe miejsce do robienia biznesu i jesteśmy tutaj od 1992 r., więc pojawiliśmy się wkrótce po wezwaniu prezydenta Wałęsy. To, co się dzisiaj pisze o spowolnieniu w Europie, nie dotyczy części środkowo-wschodniej. GE wobec tego regionu, a zwłaszcza Polski, ma odczucie bardzo pozytywne. W Polsce jako największym rynku w regionie nie widzimy żadnych oznak, które mogłyby niepokoić otoczenie biznesu. To, o co prosimy na całym świecie, to zapewnienie nam przejrzystości przepisów, otwartości, równych warunków dla wszystkich. W Polsce mamy to wszystko.

Po tym, jak w grudniu akcjonariusze Alstomu zaakceptowali przejęcie części biznesu przez GE, wszystko wskazuje na to, że w tym roku transakcja zostanie sfinalizowana. Jak to zmieni GE?

Biznesy Alstomu i GE są komplementarne, a połączeniu ulegnie część energetyczno-cieplna, odnawialna i sieci przesyłowych. GE rozwinął technologie w usługach, z kolei dział energetyczny Alstomu – elektrownie parowe i wodne – doskonale uzupełnią naszą ofertę. Część hydroenergetyczną GE sprzedał dziesięć lat temu. Alstom jest pod tym względem numerem 1. W przesyle energii połączenie z Alstomem daje nam szansę na globalne odegranie większej roli.

Alstom zatrudnia w Polsce ponad 3 tys. osób. Jak będzie wyglądała część połączonego biznesu w naszym kraju: pozbędziecie się jej czy będzie nadal rozwijać?

Polska jest rynkiem, gdzie zdecydowanie zamierzamy dalej się rozwijać.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam, że GE chce przejąć część Alstomu, pomyślałam: to niemożliwe. Czym przekonaliście socjalistyczny rząd francuski, że warto oddać Amerykanom część „rodowych sreber"?

Podczas negocjacji z rządem francuskim uważnie słuchaliśmy i odpowiadaliśmy na każde zadane pytanie. Byliśmy otwarci i uczciwi. I negocjowaliśmy tak samo, jak w każdym innym kraju, obojętne, czy są to Francja, Niemcy, Polska, Chiny czy Indonezja. W ciągu roku odwiedzam przynajmniej 50 krajów, gdzie GE jest obecne. Wszędzie uważnie się przyglądam, co w każdym z nich jest teraz najważniejsze, jeśli chodzi o infrastrukturę. I czy jest to również ważne i dla nas. I jaką rolę w tych planach możemy odegrać. Tak było i tym razem, a efekt skali jest nie do przeceniania, co do tego obie strony były zgodne.

Na fuzji skorzystają GE i Alstom. A Polacy nie mają powodu do obaw o miejsca pracy?

Tak można z pewnością powiedzieć. Większość z tego, co produkujemy w Polsce idzie na eksport. Zatrudniamy w Polsce 2 tys. inżynierów, którzy są w pełni wykorzystani. Ja sam, gdybym był Polakiem pracującym dla GE, czułbym się doskonale. Naszym planem dla waszego kraju wcale nie było zatrudnienie akurat 2 tys. inżynierów. Tyle że ich liczba rośnie nieustannie, bo są doskonali, potrzebni. Sprawdza się też polski system kształcenia. Wiem także, że te 2 tysiące nie jest wielkością ostateczną. To właśnie jest powód, dla którego polska gospodarka nieustanne się rozwija.

CV

John Rice ma 57 lat. Wiceszefem GE jest od 2010 roku, w firmie od 1978 roku. W swojej zawodowej karierze kierował w GE działem transportu, energii, technologii infrastrukturalnych. Skończył Hamilton College w Clinton. Odpowiada za globalną działalność koncernu, na stałe mieszka w Hongkongu.

Rz: Do Warszawy przyleciał pan prosto z Davos. Jakie nastroje dziś panują wśród szefów największych światowych firm?

John Rice:

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację