Rz: Do Warszawy przyleciał pan prosto z Davos. Jakie nastroje dziś panują wśród szefów największych światowych firm?
John Rice:
Po pierwsze, widoczne jest zaniepokojenie obecnymi niskimi cenami ropy naftowej. Ale najczęściej powtarzanym słowem był nacjonalizm ekonomiczny. Rządy wielu krajów podejmują niewłaściwe i nieskuteczne inicjatywy w przekonaniu, że w ten sposób we własnych granicach ochronią miejsca pracy. Najczęściej te działania są sprzeczne z logiką i mają efekt krótkoterminowy.
Rozumiem, że dla GE ceny ropy są kluczowe, bo jesteście dostawcą infrastruktury dla tej branży?
Globalne i narodowe koncerny naftowe i gazowe rzeczywiście ograniczyły wydatki. Dlatego też musieliśmy odpowiednio dostosować akurat tę część naszego biznesu i oceniamy, że przychody z tego źródła pozostaną na poziomie z ubiegłego roku, bądź mogą spaść o ok. 5 proc. Ale jest to również kolejne wyzwanie dla rozwiniętych technologii. Wiele z nowych projektów nadal jest realizowanych i firmy, które z takich technologii korzystają, mogą znacząco obniżyć koszty wydobycia i radzić sobie nawet wówczas, kiedy ropa jest tak tania. Są jeszcze inne dziedziny – jak branża lotnicza, transport kolejowy, produkcja energii, gdzie nasi klienci mają do wydania więcej pieniędzy. Paliwo kosztuje mniej, linie lotnicze mają lepsze wyniki, operatorzy kolei także mają więcej pieniędzy do wydania. Oznacza to, że efekt negatywny jest w dużej mierze równoważony przez pozytywy.