Od dawna widać, że taki plan jest potrzebny. Mimo to dotąd Polska nie była w stanie ani zrealizować tak dużego programu, ani go sfinansować.
Politycy, tak jak większość Polaków, kochają wielkie programy. Duże pieniądze, duże zyski, rosnące zatrudnienie i gospodarcze nadzieje. Były już Polskie Inwestycje Rozwojowe, polski atom, a przede wszystkim polski gaz łupkowy. Zwłaszcza ten ostatni projekt okazał się widowiskową klapą – wielkie nadzieje, miliardowe inwestycje, seminaria, badania i uciekający zagraniczni inwestorzy. Tych ostatnich wystraszył nie brak złóż, ale niemoc władz w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Po paru latach tej maskarady na polu bitwy o łupki pozostały państwowe firmy topiące miliony złotych w badaniach i emeryci, którym obiecywano wsparcie z pieniędzy pozyskanych z gazu.
Dziś Ministerstwo Gospodarki pracuje nad jeszcze większym projektem, czyli przemiany śląskiej monokultury kopalnianej w bardziej zróżnicowany gospodarczo okręg przemysłowy. Rzecz dotyczy największego w Polsce okręgu (2,5–3,5 mln mieszkańców) z licznymi dobrze wykształconymi kadrami, infrastrukturą i najlepiej skomunikowanego z resztą kraju (lepiej niż stolica). To zatem teren najbardziej predysponowany do tego, żeby na nim inwestować i rozwijać przemysł. Doskonały jest zwłaszcza pomysł, by połączyć restrukturyzację regionu z europejskimi pieniędzmi przeznaczonymi na takie cele.
Ważne tylko, żeby zapału starczyło na dłużej niż do czasu wyborów. Żeby zarobili na nim nie tylko ci, którzy piszą programy oraz organizują seminaria i konferencje. Sęk w tym, żeby się nie okazało, że to tylko jeszcze jedna metoda transmisji publicznych pieniędzy do nierentownych państwowych firm czy partii politycznych.
W Europie takie programy prowadzono w paru krajach. Na temat ich skuteczności ekonomiści spierają się do dziś. Czy polski program skończy się sukcesem? Jeśli nie, znów zobaczymy górników demolujących stolicę.