Trwa cywilizacyjna pogoń polskiej infrastruktury

Trwa cywilizacyjna pogoń polskiej infrastruktury. Co zrobić, byśmy goniąc Zachód, nie dostali zawału – pisze ekspert.

Publikacja: 17.02.2015 20:00

Trwa cywilizacyjna pogoń polskiej infrastruktury

Foto: materiały prasowe

Nasze drogi i mosty, transport szynowy, sieci energetyczne i telekomunikacyjne pozostawiają wiele do życzenia. Wprawdzie sporo się poprawiło, ale zanim infrastruktura w Warszawie czy Poznaniu dorówna tej w Berlinie lub Kopenhadze, czekają nas dekady intensywnego budowania. Agencja Standard & Poor's oszacowała ostatnio, że chcąc utrzymać dotychczasowe tempo rozwoju infrastruktury, Polska musi do 2030 r. zainwestować w nią aż 401 mld dol.! Nie jesteśmy w stanie podołać temu wysiłkowi bez dużego zaangażowania funduszy infrastrukturalnych i banków komercyjnych.

Warto inwestować

Intuicyjnie wiemy, że dobra infrastruktura stymuluje rozwój gospodarki. I to nie tylko w czasie budowy, tworząc dodatkowy popyt i miejsca pracy. Także potem, gdy biznes lepiej się rozwija, a pracownicy są wydajniejsi. Gdy nie marnują czasu na bezproduktywne stanie w korkach, w pracy są wypoczęci i uśmiechnięci.

Empirycznych dowodów na to, że warto inwestować w infrastrukturę, dostarczył Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), publikując pod koniec ubiegłego roku raport na temat skutków ekonomicznych takich wydatków. Dokument ten nie został w Polsce szerzej zauważony, a szkoda, gdyż jego wnioski są wyjątkowo ciekawe.

Analiza wielu krajów w długim czasie pokazuje, że mądre inwestycje infrastrukturalne (rozsądnie finansowane i naprawdę potrzebne) tworzą dodatkowy, znaczny wzrost PKB w następnych latach. Na tyle istotny, że stosunek długu publicznego do PKB potrafi spaść nawet o 4 punkty procentowe. Innymi słowy, mimo poważnych inwestycji względne zadłużenie publiczne spadło! Czyli inwestycje w infrastrukturę cywilizacyjną nie tylko służą wygodzie, ale także są opłacalne dla kraju.

Skąd brać pieniądze

Teoretycznie każdy projekt można sfinansować z pieniędzy publicznych, w tym z dotacji unijnych. Jednak potrzeb jest bardzo dużo, a dotacji ograniczony zasób, pieniądze podatników zaś lepiej wydawać z umiarem. Warto więc – wzorem krajów bardziej rozwiniętych – zaprząc do pracy kapitał prywatny.

Regułą powinno być wydawanie pieniędzy budżetowych, w tym dotacji, na projekty, które same na siebie nie mogą zarobić (np. parki, szkoły publiczne). Natomiast wszystkie przedsięwzięcia, które mogą tworzyć przychody (autostrady, linie kolejowe, telekomunikacyjne, energetyka, wodociągi, płatne: edukacja i służba zdrowia) powinny wykorzystywać finansowanie prywatne. A z tym u nas jest bardzo krucho.

Podczas gdy w całej Unii Europejskiej w ubiegłym roku przeprowadzono 70 projektów w formule PPP (partnerstwa publiczno-prywatnego), w Polsce zawarto zaledwie jedną taką transakcję.

Dodatkowo podpisano jedynie cztery transakcje infrastrukturalne o strukturze project finance, choć w UE blisko 200 [w tym sposobie finansowania tworzy się spółkę celową, która np. zaciąga kredyt pod inwestycję spłacany potem z jej nadwyżek finansowych]. A przecież jest to podstawowy sposób finansowania infrastruktury! Dotacje rozleniwiają, a project finance wymusza gospodarność i dyscyplinę.

Pośrednim negatywnym skutkiem dotacji unijnych jest to, że rozleniwiają. Skoro jest „darmowy pieniądz", to po co się starać? Po co strukturyzować finansowanie, gdy wypełnienie wniosku o dotację jest znacznie łatwiejsze...

Warto podkreślić, że formuła finansowania pozabilansowego (project finance, w tym partnerstwo publiczno-prywatne) wymaga ogromnej dyscypliny. Każda wydana złotówka się liczy. Biznesplan, w tym jego wykonanie, podlega szczegółowemu monitorowaniu przez instytucje finansowe.

Inaczej jest przy projektach finansowanych bezpośrednio. Tu każde marnotrawstwo, zła kalkulacja, zbędne koszty mogą być pokrywane „z bilansu" (oraz z dotacji). Łatwiej ukryć niedbalstwo, zatrudnić kolegów czy zaprzyjaźnionych „doradców", a w razie potrzeby „dosypać" dodatkowe pieniądze.

W większym worku łatwiej schować lenistwo i niegospodarność. W strukturze project finance tak łatwo nie da się marnować pieniędzy inwestorów (i podatników).

Kapitał jest, nie umiemy z niego korzystać

Dotacje z Unii Europejskiej są ważnym elementem rozwoju Polski. Jednak to źródło niedługo znacząco się zmniejszy. Już teraz musimy być gotowi na to wyzwanie.

Do niedawna praktycznie nie było w Polsce kapitału prywatnego (np. typu equity, mezzanine) inwestującego w infrastrukturę. Jednak sytuacja zaczęła się zmieniać. Najpierw bank PKO BP zainwestował w fundusz Marguerite, który finansuje infrastrukturę transportową i energetyczną, w tym energetykę odnawialną. Potem grupa Abris pozyskała finansowanie od chińskich inwestorów i założyła China-CEE Fund, fundusz mogący zainwestować w regionie Europy Środkowej łącznie 500 mln dol. Prawdziwy przełom nastąpił, gdy minister Skarbu Państwa wraz z Bankiem Gospodarstwa Krajowego uruchomił program Inwestycje Polskie, którego częścią składową są Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR). Oprócz komercyjnego inwestowania powierzonych pieniędzy w rozwój infrastruktury PIR ma też przyciągać do Polski jako współinwestorów wielkie światowe fundusze, takie jak np. Singapurski Temasek Holdings czy Abu Dhabi Investment Authority.

Renomowanych funduszy chętnie inwestujących w projekty infrastrukturalne jest sporo, trzeba je tylko mądrze zachęcić. Tu szczególnie ważna jest rola PIR, gdyż – zwłaszcza fundusze SWF – chętnie inwestują wspólnie z funduszami będącymi własnością państwa-gospodarza.

Plan Junckera

Dodatkowo w ramach tzw. planu Junckera tworzony jest Europejski Fundusz Inwestycji Strategicznych (European Fund for Strategic Investments), którego spora część ma zostać przeznaczona na rozwój infrastruktury w Unii Europejskiej. Duża część tych pieniędzy będzie inwestowana w profesjonalnej strukturze project finance.

O kapitał zawsze trzeba zabiegać, lecz to nie dostęp do finansowania jest obecnie naszym największym problemem. Naszą piętą achillesową jest kiepskie przygotowanie merytoryczne do realizacji inwestycji infrastrukturalnych w formule project finance / PPP.

Jeśli nie nauczymy się szerzej korzystać z takiego finansowania infrastruktury, rozwój cywilizacyjny w Polsce wyhamuje. Nie skorzystamy na planie Junckera. Zaprzepaścimy szansę na rozwój naszego kraju. Z czego wynikają nasze ograniczenia?

Słabe prawo – do przeglądu i poprawienia

Nasze prawo regulujące różne aspekty finansowania infrastruktury wymaga pilnych zmian. Pod rządami pierwszej ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym nie zrealizowano ani jednego projektu PPP.

Po nowelizacji jest trochę lepiej, ale nadal liczba niemądrych lub niejasnych przepisów jest ogromna. Ilustrując to najprostszym przykładem: z mocy ustawy jedynym właścicielem gazowej sieci przesyłowej może być spółka Gaz-System. Koncepcja słuszna z uwagi na bezpieczeństwo energetyczne. Ale zapomniano dopisać zwrot „lub jego spółka zależna", co uniemożliwia realizację inwestycji w formule project finance, z wykorzystaniem pieniędzy np. państwowego banku BGK czy PIR.

Regulowane problemy są nowe i wszyscy uczą się je rozwiązywać. Nie ma co narzekać na niedoskonałe prawo, trzeba je jak najszybciej poprawić. Dobrze byłoby to zrobić pod kierunkiem PIR, gdyż instytucja ta w praktyce wciąż natrafia na pułapki w obowiązujących przepisach.

Bariera słabej koordynacji

Gdzie kucharek sześć... Rozwojem infrastruktury zajmuje się obecnie – w mniejszym lub większym zakresie – pięć ministerstw oraz pięć urzędów centralnych i wiele spółek, w których państwo jest wyłącznym lub strategicznym inwestorem. Przewracamy się o własne nogi. System jest niespójny i trudny do skutecznego zarządzania.

Gdzie jest logika w tym, że rozwojem dróg zajmuje się urząd centralny – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, a rozwojem linii kolejowych spółka akcyjna zależna od PKP? Koordynacji – na możliwie najwyższym szczeblu – wymagają zarówno prace nad zmianą prawa, jak też sam proces inwestycyjny. W przeciwnym razie nie damy rady rozwiązać problemów, które sami stworzyliśmy.

Bariera umiejętności

Nasze samorządy oraz spółki komunalne i infrastrukturalne są słabo przygotowane do realizacji projektów project finance / PPP. Nie znają się na finansach przedsiębiorstw (corporate finance), nie rozumieją zawiłości umów, często nie potrafią odróżnić finansowania dłużnego od equity czy mezzanine.

Edukacja zabiera cenny czas. Można tu jednak pomóc poprzez szerszą akcję uświadamiającą oraz szkolenie samorządów, w tym większe zaangażowanie profesjonalnych firm doradczych, finansowanych np. z funduszy unijnych.

Powyższe bariery poważnie przeszkadzają nam w pogoni cywilizacyjnej za krajami wysoko rozwiniętymi. Jeśli ich nie zburzymy, wpadniemy w pułapkę średniego rozwoju. Musimy je pokonać. Jesteśmy to winni naszym wnukom.

Autor jest bankierem inwestycyjnym i radcą prawnym z ponad 25-letnim doświadczeniem w strukturyzowaniu złożonych transakcji gospodarczych. Jest członkiem rady nadzorczej / komitetu inwestycyjnego Polskich Inwestycji Rozwojowych

Nasze drogi i mosty, transport szynowy, sieci energetyczne i telekomunikacyjne pozostawiają wiele do życzenia. Wprawdzie sporo się poprawiło, ale zanim infrastruktura w Warszawie czy Poznaniu dorówna tej w Berlinie lub Kopenhadze, czekają nas dekady intensywnego budowania. Agencja Standard & Poor's oszacowała ostatnio, że chcąc utrzymać dotychczasowe tempo rozwoju infrastruktury, Polska musi do 2030 r. zainwestować w nią aż 401 mld dol.! Nie jesteśmy w stanie podołać temu wysiłkowi bez dużego zaangażowania funduszy infrastrukturalnych i banków komercyjnych.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację