Wydawcy prasy chyba nigdy nie sformułowali tak twardego stanowiska wobec użytkowników internetu, którzy – bez względu na zasobność portfela – przyzwyczaili się, że w sieci wszystko jest za darmo. Zrozumienia szukano raczej u wydawców mediów elektronicznych, w tym horyzontalnych portali, które czerpały i czerpią garściami treści produkowane przez wydawnictwa i rozdają je następnie internautom za „kliknięcie". Rzadko kiedy jednak próby uregulowania szkodliwych dla wydawców zachowań przynosiły zamierzony, długotrwały skutek. Materiały przygotowane przez dzienniki i czasopisma, kosztem ich wydawców, w sieci są nadal przycinane, twórczo przetwarzane czy też udają „przeglądy prasy", odbierając tradycyjnej prasie czytelników i źródło utrzymania.
Im bardziej cierpi branża, tym z większą radością przyjmuję deklaracje takie jak ta, którą złożył mi niedawno w prywatnej rozmowie menedżer jednej z dużych firm telekomunikacyjnych. Otóż – wykupi abonament na dostęp do treści online wydawnictwa ekonomicznego. Powód? Coraz więcej wydawców publikuje w sieci artykuły, ale równocześnie „zamyka" je, oczekując zapłaty.
Pomińmy, że menedżer ów skłonny jest raczej zaglądać do gazety zza zachodniej granicy. Skupmy się na innym aspekcie jego wypowiedzi. W konsekwencji i solidarności wydawców drzemie siła. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że rzetelna informacja kosztuje, i coraz więcej osób zastanawia się, jak będą wyglądały media bez takiej informacji. Machina ruszyła i nie da się jej już zatrzymać. Wskazują na to dziesiątki tysięcy subskrybentów e-wydań i artykułów ukrytych za pay-wallem.