Amerykańska Federalna Komisja Komunikacji (FCC) przyjęła niedawno regulację, na podstawie której internet szerokopasmowy będzie traktowany tak samo jak inne usługi publiczne. To jedno z największych zwycięstw zwolenników równego dostępu do sieci.
Neutralność sieci jest zasadą, w myśl której żaden ruch nie może być dyskryminowany ani faworyzowany. To dzięki niej możemy oglądać YouTube, nawet jeśli łącze dostarcza nam operator, dla którego to konkurencja, czytać portal konkurencyjny do portalu naszego dostawcy, a Skype działa na łączach Netii czy Orange. Również dzięki neutralności sieci możliwe jest wprowadzanie nowych usług bez negocjowania umów z głównymi dostawcami internetu na całym świecie.
Naruszenie neutralności sieci można było w przeszłości zaobserwować u niektórych dostawców telefonii komórkowej blokujących ruch Skype i innych usług VoIP czy operatorów spowalniających ruch do konkurencyjnych portali. Dziś faworyzowanie części serwisów jest codziennością dla użytkowników internetu mobilnego. Polski użytkownik może korzystać bez limitów wyłącznie z wybranego przez swojego operatora dostawcy usługi streamingu muzyki, w przeciwnym razie ryzykuje wyczerpanie pakietu danych w ciągu kilku dni.
Neutralność sieci związana jest też z nienaruszalnością treści przesyłanych przez internet. Dostawca nie może mieć wpływu na to, co dociera do klienta.
Internet bez neutralności mógłby przerodzić się w „internet dwóch prędkości". Dziś wygoda korzystania z sieci zależy głównie od przepustowości łącza. W przypadku braku neutralności konieczne byłoby dodatkowe płacenie dostawcy internetu za szybki dostęp do najczęściej używanych przez nas serwisów. Odbiłoby się to nie tylko na naszym dostępie do usług, ale również – a może przede wszystkim – na możliwości dotarcia nowych, innowacyjnych usług i rozwiązań do ich potencjalnych odbiorców