Ten rok pokaże czy Litwa dojrzała już do kluczowej decyzji energetycznej czyli do rozstania z monopolem Gazpromu na dostawy gazu. Okazja jest jedyna na dekadę. Z końcem roku kończy się bowiem obecny 10-letni kontrakt z Rosjanami. Można zasiąść do stołu i zagrać w pokera a w tej grze jak wiadomo, dobry blef odgrywa nie mniejszą rolę niż dobre karty.
Jednak i karty Litwa ma w ręku mocne, bo się o nie przez ostatnie lata postarała. Sprawnie i szybko zbudowała terminal LNG w Kłajpedzie. Wprowadziła zasady trzeciego pakietu energetycznego zmuszając Gazprom do oddania magistrali gazowych; wreszcie jako pierwsza w Unii podpisała tydzień temu kontrakt na dostawy gazu z USA.
Asem w talii jest też fakt, że to przez Litwę przebiega tranzyt gazu do obwodu kaliningradzkiego. To jedyna droga dostaw dla rosyjskiej enklawy w granicach Unii. I to Wilno ustala ceny za przesył.
Co trudne do osiągnięcia w Polsce, na Litwie już zrobiono. Raz przyjęta gazowa strategia jest konsekwentnie realizowana przez kolejne rządy i rywalizujące ugrupowania. To minister energetyki Jarosław Niewierowicz przeforsował i dopilnował sprawnej budowy terminalu w Kłajpedzie. Ale gdy musiał odejść, jego następca z opozycyjnej wtedy partii, teraz rozbudowuje terminal. Teraz Rokas Masiulis mówi też, że Litwa może w przyszłym roku w ogóle nie kupować rosyjskiego gazu.
Nawet jeżeli jest to tylko taktyka negocjacyjna, to bardzo mądra. Litwini mogą nią zyskać nie tylko niższą cenę rosyjskiego surowca, ale i krótszy kontrakt bez klauzuli „bierz lub płać" i bez powiązania ceny gazu z ceną ropy, która jest korzystna dziś, ale za pół roku może już nie być. Warto pamiętać, że litewski terminal powstał w półtora roku. Jest mniejszy od polskiego, ale i Litwa kupuje w Gazpromie cztery razy mniej gazu niż Polska.