Ludwik Sobolewski: Giełda, ten nowy wspaniały świat

Czy energia nadająca w przeszłości impet rozwojowy polskiemu rynkowi kapitałowemu wypaliła się nieodwołalnie? – pyta były prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

Publikacja: 13.05.2024 04:30

Ludwik Sobolewski: Giełda, ten nowy wspaniały świat

Foto: AdobeStock

Wiele jest czynników mających wpływ na kondycję społeczeństwa. Jednym z nich jest istnienie mitów, na podstawie których kształtujemy i poczucie przynależności oparte na dumie, i wiarę w siebie samych, i w innych. Inaczej mówiąc, przeświadczenie, że potrafimy osiągać cele i dorównywać najlepszym.

W latach 90. i przez pierwszą dekadę obecnego wieku symbolem polskiej transformacji gospodarczej stała się giełda warszawska. Ale – czy „stała się”? Ten bezosobowy zwrot sugeruje przypadkowość opartą na zbiegu okoliczności i szczęściu. Tymczasem i jednego, i drugiego było w tej historii niewiele. Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie powstała jako sztandarowa instytucja polskiego kapitalizmu i antyteza poprzedniego ustroju. Antyteza przede wszystkim w sensie otwartości na uczenie się i adaptowanie się do standardów świata nazywanego dziś globalnym Zachodem.

W ciągu pierwszego 20-lecia polskiej giełdy zdefiniowaliśmy wszystkie jej podstawowe atrybuty. Stworzyliśmy polską markę finansową, rozpoznawalną – i to jak dobrze – w całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej, a gdzieniegdzie także poza nim. To nie banki, sprzedające przecież masowe produkty, lecz giełda uosabiała nową Polskę.

Pokolenie, rozpoczynające dziś pisanie swojej dorosłej historii, a może nawet już pokolenie poprzednie, prawdopodobnie nie rozpoznają w dzisiejszym obrazie polskiego rynku kapitałowego znaków tamtej monumentalnej przeszłości. Giełda przy Książęcej korzysta nadal z prestiżu, lecz jest postrzegana jako jedna z wielu instytucji szeroko rozumianej infrastruktury. W tysiąc razy lepszym stanie się znajdująca, niż – dajmy na to – Poczta Polska, ale jednak infrastruktury. Taka percepcja bierze się z obecnych niedostatków rynku giełdowego, ewidentnych zarówno z perspektywy przedsiębiorcy, jak i inwestora. Mówi się czasem, że rynek słabuje, ale za to instytucje – GPW, KDPW – działają dobrze. To prawda, lecz sprawne instytucje bez dynamiki rynkowej są jak akwaria bez ryb.

A jednak polska giełda zasługuje na coś więcej. Na to, by przechowywano jej mit jako instytucji założycielskiej polskiego nowoczesnego kapitalizmu. Nie po to, aby oddawać sprawiedliwość jakimkolwiek konkretnym postaciom czy organizacjom. Warto natomiast doceniać zbiorową energię, jaka w latach formowania się rynku kapitałowego stanowiła jego koło zamachowe.

Jakie znaczenie dla giełdy mają emocje

Giełda przyciąga zainteresowanie dzięki temu, że codziennie rozgrywają się na niej historie małe, a od czasu do czasu jakaś historia większa. Ich tworzywem zasadniczym, najbardziej substancjalnym, ważniejszym niż przepływ pieniądza, są emocje. Radości, nadzieje, rozczarowania, frustracje, euforie i złorzeczenie. To dzięki temu giełda ma szansę wybić się do rangi składnika społecznego imaginarium. Dzięki temu również ludzie wracają na giełdę – niezależnie od tego, czy wcześniej zarobili, czy też stracili na niej pieniądze.

Legendy opierają się na bohaterach zbiorowej wyobraźni, identyfikowalnych, jeśli nie z imienia i nazwiska, to przynajmniej z nazwy. Taka jest logika ich powstawania. Legenda czasem czerpie swą moc i z osoby, i z organizacji. Apple jest najwyżej wycenianą firmą świata, a logo „firmy sadowniczej”, w którą zainwestował nawet Forrest Gump, to ikoniczna marka rewolucji naszego stylu życia. Jest przecież zarazem marką zbudowaną na charyzmie Steve’a Jobsa.

Ludzie w kolejkach do domów maklerskich

Z giełdą sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Z perspektywy lat jestem przekonany, że najważniejszym oparciem dla rynku giełdowego, wręcz podwaliną dla polskiej giełdy jako instytucji symbolicznej, byli ludzie. Ludzie w rolach uczestników rynku, ale jakby trochę poza głównym nurtem dziania się rzeczy. Ludzie, których nazywaliśmy i nazywamy, popełniając wybaczalne uproszczenie terminologiczne, inwestorami indywidualnymi.

Byli to ci ludzie, którzy na początku lat 90. stali w kolejkach przed biurami maklerskimi, by zapisać się na akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw. Ci, którzy przesiadywali w punktach obsługi klienta w domach maklerskich. Kupujący i czytający „Parkiet”, notabene świętujący w tym roku swoje 30-lecie. Handlujący akcjami, niedającymi się dotknąć ani zobaczyć. A przecież Polska nie tylko że nie była wtedy oswojona z digitalizacją, ale cyfryzacji prawie wcale nie było. Ludzie komentujący giełdową rzeczywistość na przeróżnych forach, jak tylko wystartował w Polsce internet, i to na długo przed ekspansją mediów społecznościowych. Przychodzący do siedziby GPW, by uczestniczyć w debiutach spółek. Zapełniający giełdowe arkusze zleceń. Dostarczający znaczącą część popytu w każdej transakcji na rynku pierwotnym, po której spółka lądowała na parkiecie. Inwestorom indywidualnym zawdzięczamy także to, że innowacje w rodzaju rynków NewConnect czy Catalyst mogły nie tylko powstać, ale że funkcjonują do dzisiaj.

Kiedy Giełda szła na giełdę

W mojej subiektywnej pamięci apogeum publicznej atencji dla Giełdy był jej własny debiut giełdowy. W najbardziej globalnym IPO, jakie przeprowadziła kiedykolwiek polska spółka, mieliśmy transzę akcji przeznaczonych dla krajowych inwestorów indywidualnych. Był rok 2010. Zelżały już nieco wstrząsy wielkiego kryzysu finansowego, ale wciąż trwało trzęsienie ziemi w gospodarkach światowych i w finansach. Na akcje GPW zapisało się około 330 tys. ludzi.

Był to moment, ale moment całkiem długo trwający. Nazywam go – z odrobiną patosu – momentem romantycznym. Jego główne cechy dotyczyły postaw inwestorskich. A zatem odnoszenie się z zaciekawieniem, nierzadko zaś z entuzjazmem, do nowinek i nowości. Wystarczy przypomnieć, z jakim rozmachem wystartowały w Polsce instrumenty pochodne (derywaty), pod koniec lat 90. wprowadzone do obrotu giełdowego przez ekipę Wiesława Rozłuckiego, z rozliczeniami transakcji zabezpieczonymi przez Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych, gdzie pracowałem nad tym m.in. z Krzyśkiem Dreslerem, dziś wiceprezesem PKO BP. Inne cechy okresu romantycznego to rozsądny poziom uregulowania rynku kapitałowego. Miało swoje znaczenie również to, że ówczesny organ nadzoru czuł się współkreatorem rynku. Jak i to, że przepisy prawa były wtedy uważane za instrument realizacji najbardziej śmiałych celów, a nie narzędzie poskramiania wyobraźni i zaprowadzania totalnej kontroli, jak to jest obecnie.

Oczywiście do tego, co powiedziałem dotąd, można dodać tu i ówdzie sceptyczny komentarz. Jednak, jak stwierdził wybitny historyk Simon Montefiore, „prawda jest często znacznie mniej ważna niż mit”. Dlatego też w imię kultywowania mitu nie będę poddawał przeszłości bardziej wszechstronnej analizie.

Czy można giełdzie przywrócić dynamikę

Statystyki teraźniejszości są takie, jakie są. Choćby te pokazujące liczbę spółek debiutujących na giełdzie. Mówiąc krótko, gdyby pominąć alternatywny rynek NewConnect, w Polsce od kilku lat praktycznie nie ma rynku IPO. Udział inwestorów indywidualnych w obrotach spadł na dobre poniżej 20 proc. A gdyby z obrotów na rynku akcji wyjąć obroty akcjami 20 spółek z WIG20, okazałoby się, że wielka warszawska giełda jest pięciokrotnie mniejsza niż giełda wiedeńska. Można ten obraz uzupełnić wykresem pokazującym, jak niepokojąco obniża się wskaźnik udziału wartości rynkowej notowanych na giełdzie spółek krajowych w PKB. I zadać na koniec pytanie: co się stało z naszą klasą?

Jednakże bardziej interesuje mnie to, czy powrót polskiego świata inwestycji giełdowych na ścieżkę wybitnie dynamicznego rozwoju jest w ogóle, w jakiejś rozsądnej perspektywie czasowej, możliwy.

Odpowiadam na to tak: powrót taki nie jest możliwy. I nie wynika to wyłącznie z zaniechań, z braku wizji i strategii rozwoju (nie nazywam strategiami kolaży czasem nawet ciekawych pomysłów, publikowanych od czasu do czasu przez GPW lub agendy rządowe). Nawet nie z porzucenia przez giełdę warszawską nieco buńczucznej, a przez to często irytującej otoczenie, lecz tak produktywnej roli lidera rynków kapitałowych w Polsce i w regionie. Wynika to z tego, że świat – nasz świat – zmienił się radykalnie.

Poszerzyło się uniwersum dostępnych dla każdego inwestycji. Już w okresie romantycznym mogliśmy dość łatwo kupować akcje w USA, Wielkiej Brytanii czy w Chinach. Teraz jest to jeszcze łatwiejsze (z powodów dających się moim zdaniem racjonalnie wytłumaczyć jedynie deficytem wizji strategicznej, także GPW ustawiła sklepik z akcjami zagranicznymi w swoich podwojach). A przecież to mały wycinek świata inwestycji finansowych. Są jeszcze obligacje, nieruchomości, towary giełdowe, kruszce, sztuka. Wyobraźnią – i pieniędzmi – spekulantów już dawno zawładnęły kryptowaluty. Świat jest dziś większy niż giełda, dodajmy: giełda papierów wartościowych.

Jest też coraz mocniejsza w Polsce klasa średnia, która do wydawania pieniędzy i ich inwestowania podchodzi w sposób rozważniejszy i bardziej świadomy niż dawniej. Wprawdzie nadal szerzą się mody, stereotypy i wiara w to, że jak coś rośnie, to będzie rosło zawsze. Tak było i będzie. Jednocześnie edukacja finansowa przejawia się dziś w najróżniejszych formach i trafia do zróżnicowanych grup odbiorców.

Wszystko to tworzy niezwykle spluralizowany i zdywersyfikowany obraz zarówno potencjalnych inwestycji, jak i sposobów komunikowania się i treści generowanych przez sprzedawców usług stricte finansowych oraz analitycznych, doradczych i promocyjnych. W galaktyce gwiazd trudno jakiejś jednej jedynej gwieździe wybić się na wyjątkowość. Giełda warszawska wykorzystała swoją szansę na wyjątkowość w swoim pierwszym 20-leciu, ale było to na chwilę przed uformowaniem się wielkiej galaktyki.

Nadzieja w PPK

Jest czymś fenomenalnym, co nie zdarzyło się nigdzie indziej we wschodniej części Europy, która rozpoczęła u schyłku lat 80. proces transformacji społecznej i gospodarczej, że ludzie, normalni ludzie, nadali taki impet tworzącemu się wówczas rynkowi obrotu kapitałem. Wtedy mieliśmy elektryzującą giełdę, służącą przemianie społeczeństwa konsumentów w społeczeństwo właścicieli i inwestorów; dzisiaj mamy społeczeństwo dbające o stan swych oszczędności, konfrontowane z multum możliwości ich pomnażania.

To nie znaczy, że jesteśmy suwerenni i indywidualistyczni w swoich decyzjach, o nie. Każda usługa finansowa ma swojego klienta, trzeba go tylko zidentyfikować przez dobre sprofilowanie, i na tym polega „kapitalizm nadzorowany”, gdzie człowiek jest dostawcą danych dla korporacji. Ponadto wkroczyliśmy już na dobre w epokę sztucznej inteligencji. Finanse z ludzką twarzą są wypierane przez algorytmy i automaty. Z tej drogi nie ma odwrotu.

Czy to jest już koniec historii? Czy energia nadająca w przeszłości impet rozwojowy polskiemu rynkowi kapitałowemu wypaliła się nieodwołalnie? Tak mi się wydaje. Chociaż…nostalgia bywa siłą aktywującą zmiany. Dlatego też nostalgię i mity przeszłości warto umacniać. Z drugiej zaś strony, tej bardziej pragmatycznej, bogacąca się polska klasa średnia może zacznie doceniać inwestycje na rynku giełdowym. Pokładam też spore nadzieje w programie pracowniczych planów kapitałowych (PPK).

W każdym razie warto, idąc za wzorem Małego Księcia, przeczyszczać wulkany. Jeśli wulkany są dobrze przeczyszczone, palą się powoli i równo, bez wybuchów. Mały Książę przeczyścił dwa czynne wulkany. Miał też jeden wulkan wygasły. Przeczyścił go także, „ponieważ powtarzał zwykle: – Nic nigdy nie wiadomo”.

8

Autor jest menedżerem, ekspertem rynków finansowych, adwokatem. W latach 1991–2006 wiceprezes Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych, 2006–2013 prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, 2013–2017 prezes giełdy w Bukareszcie. Założyciel i partner firmy doradztwa gospodarczego Qualia AdVisory, partner w kancelarii prawnej SKDG.

8

Śródtytuły od redakcji

Wiele jest czynników mających wpływ na kondycję społeczeństwa. Jednym z nich jest istnienie mitów, na podstawie których kształtujemy i poczucie przynależności oparte na dumie, i wiarę w siebie samych, i w innych. Inaczej mówiąc, przeświadczenie, że potrafimy osiągać cele i dorównywać najlepszym.

W latach 90. i przez pierwszą dekadę obecnego wieku symbolem polskiej transformacji gospodarczej stała się giełda warszawska. Ale – czy „stała się”? Ten bezosobowy zwrot sugeruje przypadkowość opartą na zbiegu okoliczności i szczęściu. Tymczasem i jednego, i drugiego było w tej historii niewiele. Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie powstała jako sztandarowa instytucja polskiego kapitalizmu i antyteza poprzedniego ustroju. Antyteza przede wszystkim w sensie otwartości na uczenie się i adaptowanie się do standardów świata nazywanego dziś globalnym Zachodem.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację