Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego Zachód boi się przejąć majątek Kremla?

Strach przed nadwyrężeniem statusu dolara i euro jako walut rezerwowych powstrzymuje polityków przed przekazaniem całych zamrożonych aktywów Rosji na obronę i odbudowę Ukrainy. A to jedyne słuszne z etycznego punktu widzenia rozwiązanie.

Publikacja: 25.01.2024 03:00

Władimir Putin na razie nie musi się bać o zamrożone rosyjskie aktywa

Władimir Putin na razie nie musi się bać o zamrożone rosyjskie aktywa

Foto: AFP

Powtarzane za XIX-wiecznym rosyjskim pisarzem Michaiłem Sałtykowem-Szczedrinem powiedzenie „капитал приобрести и невинность соблюсти” w dość luźnym tłumaczeniu na polski brzmi: „rubelka zarobić i cnoty nie stracić”. I pasuje jak ulał do tego, jak Zachód zmaga się z ideą wykorzystania aktywów Kremla, zamrożonych zaraz po napaści Rosji na Ukrainę.

Rosja jako agresor powinna zapłacić za zniszczenia

Dla każdego, kto ma choć trochę empatii, już od początku tej wojny nie ulega wątpliwości, że Rosja powinna ponieść odpowiedzialność za napaść na sąsiada, za zabitych, zniszczone domy i infrastrukturę. Żadna kara życia ludziom nie zwróci, ale sfinansowanie odbudowy kraju przez agresora to minimum rekompensaty, jakiej ma prawo oczekiwać napadnięty naród.

Bank Światowy szacuje koszt odbudowy Ukrainy na ponad 400 mld dolarów. Zachód tymczasem zamroził 300 mld dolarów rezerw zagranicznych Banku Rosji. Do tego dochodzą zagraniczne majątki i aktywa finansowe firm oraz miliarderów rosyjskich związanych z reżimem Putina. Wystarczająco dużo, by sfinansować lwią część odbudowy Ukrainy, a wcześniej jej obronę przed Rosją.

Czytaj więcej

Rosną koszty powojennej odbudowy Ukrainy. ONZ podała nowe szacunki

Idea, by w tym celu wykorzystać rosyjskie aktywa zagraniczne pojawiła się na naszych łamach i w apelach liderów międzynarodowej opinii publicznej natychmiast po napaści Rosji na Ukrainę. Ale mimo, że za miesiąc miną dwa lata od pełnoskalowej inwazji, zachodni decydenci nadal tego oczywistego — wydawałoby się - pomysłu jeszcze nie zrealizowali.

Czytaj więcej

Krzysztof Adam Kowalczyk: Plan dla Ukrainy

Na początku stycznia 2024 r. przypomniał o tym laureat Nobla z ekonomii Joseph E. Stiglitz, wzywając do zajęcia rosyjskich aktywów, bo to „właściwe posunięcie”. „Podczas gdy politycy w USA i UE ostrożnie podchodzą do wykorzystania aktywów rosyjskich do wsparcia ukraińskiego wysiłku obronnego i odbudowy, ich obawy są w najlepszym razie błędne. Ukraina pilnie potrzebuje tych funduszy, by wygrać wojnę, a ich nieudostępnianie teraz jest nierozsądne” – pisał Stiglitz.

Nieśmiały krok w kierunku wykorzystania pieniędzy Rosji na odbudowę Ukrainy

W środę państwa Unii miały zrobić pierwszy krok w tym kierunku. Bardzo nieśmiały. Miały zgodzić się na wydzielenie z samych aktywów dochodów z nich i przeznaczenie dla Ukrainy. Decyzję jednak odroczyły o tydzień. Może ona być wstępem (ale nie musi) do przekazania całości Ukrainie. Ruch nie dość, że nieśmiały, to jeszcze spóźniony co najmniej o półtora roku.

Dlaczego Zachód boi się przekazać całość rosyjskich aktywów na potrzeby Ukrainy? Przecież nie z obawy o korupcję, bo można stworzyć silne, przejrzyste mechanizmy kontroli międzynarodowej, gwarantujące, że pieniądze pójdą naprawdę na odbudowę i nie wylądują w kieszeni jakichś ukraińskich oligarchów, polityków czy urzędników.

Obawy Zachodu wynikają z konsekwencji położenia ręki na całych rezerwach walutowych Banku Rosji trzymanych w dolarach, euro czy jenach. I nie chodzi bynajmniej o odwet Kremla – nikt przy zdrowych zmysłach nie trzymał przecież rezerw swojego kraju w rublach, które Putin mógłby zabrać.

Strach przed utratą statusu euro i dolara

Pełny sekwestr na pieniądzach Kremla wywołałby w świecie obawy, że w przyszłości USA czy Unia Europejska mogą zechcieć w podobny sposób zająć trzymane w dolarach czy euro rezerwy innych krajów, uznanych przez Zachód z jakichś powodów za wrogie. Podważyłoby to zaufanie do obu walut jako pieniądza rezerwowego i pozbawiło ich emitentów korzyści, jakie czerpią z tego statusu. To choćby niższy koszt zadłużania się USA i krajów eurolandu (rezerwy trzymane są w obligacjach), czy brak ryzyka kursowego przy międzynarodowych rozliczeniach handlowych w rodzimym dolarze lub euro. Podważenie statusu zachodnich walut jako pieniądza rezerwowego - a jest alternatywa choćby w postaci chińskiego juana - oznaczałoby też zmniejszenie popytu na nie, a to z kolei – osłabienie kursów i w efekcie wzrost inflacji.

Właśnie strach przed takimi kompleksowymi konsekwencjami zajęcia majątku należącego do Rosji powstrzymuje zachodnich polityków przed jedynym słusznym z etycznego punktu widzenia ruchem. Powiedzenie o rubelku i cnocie, mimo upływu blisko 150 lat od powstania utworów Sałtykowa-Szczedrina, jest nadal aktualne.

Powtarzane za XIX-wiecznym rosyjskim pisarzem Michaiłem Sałtykowem-Szczedrinem powiedzenie „капитал приобрести и невинность соблюсти” w dość luźnym tłumaczeniu na polski brzmi: „rubelka zarobić i cnoty nie stracić”. I pasuje jak ulał do tego, jak Zachód zmaga się z ideą wykorzystania aktywów Kremla, zamrożonych zaraz po napaści Rosji na Ukrainę.

Rosja jako agresor powinna zapłacić za zniszczenia

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację